piątek, 24 kwietnia 2015

Segundo.

Co się dzieje z nami po śmierci? Trafiamy do równoległego świata i spotykamy osoby, które tak kochaliśmy, a ona już odeszły? Nie wiem, pewnie nigdy się tego nie dowiem, ale żyję nadzieją, że kiedyś go jeszcze zobaczę, przytulę, poczuje zapach perfum i powiem, że bardzo go kocham. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego go już nie ma. Przecież byliśmy tacy szczęśliwi. Może zbyt szczęśliwi..? Może nie można być za szczęśliwym, bo wtedy coś musi się zepsuć? Ale dlaczego w taki sposób? Zabiera nam osoby, które najbardziej kochaliśmy.
Rozmawiam z nim, codziennie. Może powariowałam, ale czasami mam wrażenie, że go słyszę. Ciche słowa otuchy, dzięki którym każdego dnia wstaję z łóżka i idę dalej.
- Zawiozę cię do domu – usłyszałam cicho głos Jordiego. Odwróciłam głowę i załzawionymi oczami spojrzałam na niego.
- Nie.. Dzisiaj jest środa, muszę jechać na cmentarz – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Dobrze, to pojedziemy tam – delikatnie się uśmiechnął, podniósł się z trawnika i wyciągnął dłoń żeby pomóc mi wstać.
- Jordi to prawda, co napisał Xavi?
- Był największym szczęściarzem – odpowiedział zdawkowo. Nie wiedziałam, że Alba coś czuje. Dla mnie liczył się tylko Xavier, wokół niego kręciło się moje życie, moje szczęściem.
Po dwudziestu minutach jazdy sportowym samochodem Jordiego dojechaliśmy na miejsce. Cała droga minęła nam w milczeniu. Katem oka widziałam jak nerwowo ściska kierownicę i całą swoją uwagę koncentruje na pustych ulicach stolicy Katalonii.
Weszłam do małej kwiaciarni, za ladą stała dobrze mi znana starsza kobieta w ciemnym włosach upiętych w kitkę.
- Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem. – Właśnie przygotowuję dla pani bukiet.
- Dzień dobry. Bardzo dziękuję.
- Dostałam dzisiaj nową odmianę, mam nadzieję, że się spodobają – dodała i pokazała mi piękną wiązankę stworzoną z białych róż.
- Jest cudowna – odebrałam od niej kwiaty i podałam banknot. – Do zobaczenia – powiedziałam i wyszłam z małego budynku.
Podeszłam do Jordiego, który czekam przy samochodzie i zakomunikowałam, że możemy iść. Spojrzał na roślinki, potem na mnie i głęboko westchnął.
- Przychodzisz tu co tydzień? – zapytał niepewnie.
- Tak, zawsze w środy. Czasami jeszcze w weekendy, ale ostatnio coraz rzadziej.
- Nie byłem tu od pogrzebu. Nie mogłem.
- Rozumiem, nic się nie stało. Xavi na pewno nie jest na ciebie zły – powiedziałam i oczy zaszły mi łzami. Jordi otworzył usta, chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i dalej szliśmy już w ciszy. – Cześć kochanie – powiedziałam i kucnęłam przy marmurowej płycie. Kwiaty włożyłam do wazonu i delikatnie się uśmiechnęłam. – Zobacz, kto dzisiaj ze mną przyszedł – Obrońca spojrzał na mnie z małym niedowierzaniem, nieświadomie zaczął bawić się palcami. – Jordi nie patrz na mnie jak na wariatkę, proszę.
- Przepraszam – odpowiedział zakłopotany i przeczesał krótko ścięte włosy. – Ja chyba tak nie potrafię – potrząsnęłam delikatnie głową i odgarnęłam stare liście, które zatrzymały się na płycie nagrobka. – Zaczekam w samochodzie – dodał i odszedł.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz złe przeczucia? Xavi.. tęsknię za tobą, za wami.


***

Siedziałem w aucie, głowę oparłem o kierownicę i zastanawiałem się, co mam robić. Nie wiem czy kocham Milagros, ale wiem, że zajmuje w moim sercu pewne miejsce i zostanie już tam na zawsze. Obiecałem Xaviemu, że się nią zaopiekuję i dotrzymam słowa. Bez względu na to czy Mila kiedykolwiek odwzajemni moje uczucia. Chcę żeby znowu zaczęła się uśmiechać i zrozumiała, że życie nie kończy się na Hernandezie. Moje myślę samolubnie, ale nie potrafię sprawić żeby, Xavi i Joan wrócili. Nawet gdybym bardzo tego chciał to nie mogę. Ich już nie ma, oni nie wrócą. Minęło półtora roku, najwyższy czas się z tym pogodzić.
Moje rozmyślania przerwała brunetka, gdy otworzyła drzwi od strony pasażera. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i po chwili silnik zaryczał. Wskaźnik na liczniku powoli przesuwał się coraz wyżej, pojazd poruszał się coraz szybciej. Lubiłem szybką jazdę, czułem się wtedy wolny. Nic mnie nie ograniczało.
Po krótkiej jeździe podjechaliśmy pod apartamentowiec Milagros. Zaparkowałem przed głównym wejściem i razem z Hiszpankę wszedłem na górę. W mieszkaniu nic się nie zmieniło, minęło tyle czasu, a ja miałem wrażenie, że wszystko wyglądało tak samo jak dwa lata temu. Zdjąłem zimową kurtkę i powiesiłem na wieszaku.
- Rozgość się, zrobię coś do picia. Kawę, herbatę? – usłyszałem cichy głos Mili.
- Herbatę poproszę – odpowiedziałem i spojrzałem na ścianę, na której wisiało pełno zdjęć Xaviego, Joana, całej szczęśliwej rodziny Hernandeza.
- Nie potrafię ich zdjąć. Kiedyś próbowałam, ale nie mogłam – powiedziała po chwili i pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. – Nie umiem tu nic zmienić – w jej oczach było tyle bólu, jej ciało całe się trzęsło. Nie chciałem na to patrzeć, podszedłem do niej i mocno przytuliłem.
- Pomogę ci. Obiecuję – pocałowałem ją w czoło i przyrzekłem sobie w duchu, że nigdy jej nie opuszczę. 
- Dziękuję - cicho wyszeptała. - Zrobię coś do jedzenia. Głodny jesteś? Na pewno. Mam jeszcze wczorajszą zapiekankę, albo mogę zrobić tortillę. Co wolisz? 
- Obojętnie. 
- To zrobię tortillę. 
Ta Milagros w niczym nie przypominała tej drobnej brunetki z przed dwóch lat. Nawet nie wyglądała już tak samo, była chudsza, bledsza, w zielonych oczach nie było widać radości. Jej ciało żyło, ale dusza odeszła razem z Xavim. To jest przykre, że tak wspaniała i promienna dziewczyna straciła wiarę we wszystko w tak młodym wieku. 
- Mila, Xavi miał kiedyś taką fajną książkę o.. - nie zdołałem dokończyć, bo brunetka mi przerwała. 
- Wszystkie są w biblioteczce poszukaj sobie. Ja nic nie ruszałam, powinna tam być - podszedłem do dużego regału i zacząłem szukać wzrokiem pożądanego przeze mnie tytułu. W końcu ją dostrzegłem. Wyciągając ją spomiędzy innych zaintrygowała mnie ciemno bordowa okłada leżącej w drugim rzędzie powieści. Zaciekawiony sięgnąłem po nią i otworzyłem na pierwszej lepszej stronie "Zostanę ojcem! Będę mieć syna, o cholera. Nadal nie wierzę. Milagros sprawia, że jestem najszczęśliwszym facetem na tym świecie." Przewertowałem kilka storn do przodu "Wygraliśmy z Realem. Jedziemy podbić Wembley! Vamos!" Z każdym słowem robiłem coraz większy wytrzeszcz. Pamiętnik? Pierwsze słyszę żeby Hernandez pisał pamiętnik, ale kto wie. 
- Mila, co to jest? - zapytałem i uniosłem do góry wspomnienia. 
- Nie mam pojęcia. Pierwszy raz to widzę. 
- "26 września 2008r. Ta dziewczyna jest niesamowita, dawno nie poznałem nikogo tak fascynującego. Ma takie piękne oczy w kolorze wiosennej trawy. Muszę się z nią jeszcze raz spotykać. Po prostu muszę." - przeczytałem pierwsze zdania.
- Wiesz, że nie przyszedł na następne spotkanie? Czekałam i czekałam a on nie przyszedł. Ale byłam wściekała - delikatnie się uśmiechnęła i oparła się o kuchenny blat. - Później przez przypadek na siebie wpadliśmy.
- "14 maja 2009r. Od trzech dni noszę ze sobą ten pierścionek. Boję się, że usłyszę nie. Dzisiaj muszę dać radę, no przecież nie jestem tchórzem" - otworzyłem przypadkową stronę. 
- Daj mi to - powiedziała pewnie i wyrwała mi z ręki książkę. Zaczęła wertować strony, z każdą sekundą łzy coraz szybciej spływały po jej różowych policzkach. Zrozpaczona odłożyła ją na stolik kawowy i podeszła do okna. Oparła się o zimną szybę i wyszeptała
- Myślisz, że on tam jest? - spojrzała w niebo i kolejna porcja słonego płynu zeszkliła jej piękne kocie oczy. Podszedłem do niej i delikatnie objąłem. 
- Tak, siedzi na tej chmurce razem z Joanem i opiekują się się nami. I na pewno by nie chcieli żebyś płakała. 
- Ja tak bardzo za nimi tęsknie - szybko wtuliła się we mnie. Czułem jak całe jej ciało drży. Mocno ją otuliłem żeby chodź na chwile poczuła się bezpiecznie. Ciszę zagłuszoną jedynie cichym szlochem Milagros zakłócił dzwonek do drzwi. Hiszpanka szybko ode mnie odskoczyła i starła rozmazany tusz. Poprawiła czarną koszule i udała się na korytarz. Po chwili usłyszałem znajomy mi głos, a zaraz potem zobaczyłem twarz.
- O cześć Jordi - powiedział Joan i podał mi rękę. 
- Hej - odpowiedziałem i usiadłem na fotelu. 
- Zrobić ci coś do picia? - zapytała się Mila.
- Nie dzięki, ja tylko na chwile. Zapomniałem się rano zapytać o jedna rzecz - delikatnie się uśmiechnął i usiadł koło mnie. - Wiem, że to porąbany pomysł, ale muszę się o to spytać.
- Jasne, mów. 
- Barca TV w współpracy z Antena3 i La sexta organizują, chcą zorganizować program o Xavim i chcą żebyś udzieliła dla nich wywiadu. Jaki był i tak dalej. Przepraszam, że w ogóle o tym mówię, to chore. 
- Nie, mów dalej. 
- Wywiad przeprowadzałaby nasza najbardziej zaufana dziennikarka, jeśli się zgodzisz to.. 
- Zgadzam się - powiedziałam pewnie Ventana.
- Milagros to zły pomysł - wtrąciłem się. 
- Jordi wiem, co robię - spojrzała na mnie tak, że nie mogłem wydusić z siebie słowa więcej.
- Jesteś pewna? - zapytał się Laporta.
- Tak, w stu procentach. 
- Dobrze, to kiedy mam cię z nimi umówić? 
- Jak dla mnie może być nawet jutro. 
- Jak będę coś wiedział to do ciebie zadzwonię. Nie będę już dłużej przeszkadzać. Cześć - pożegnał się z Milą, następnie ze mną i wyszedł. 
- Jordi nie patrz tak na mnie, wiem, co robię, chyba. 
- Wierzę w to. Może ja tez już pójdę? Tak będzie lepiej. Dzwoń jak będziesz coś wiedzieć - pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z jej mieszkania. 



  

piątek, 17 kwietnia 2015

Primer

Desesperándome te he buscado en mis sueños
Y ahogándome volverá.
Seguro que volverá. 
Lo sigo sintiendo y te echo de menos,
que acabe mi soledad. 
Volverá, te juro que volverá. 
Ese amor verdadero 
de cuando era pequeño seguro que volverá. Volverá.

Stałam przed lustrem i przygotowywałam się go wyjścia, pierwszego od ponad roku. Za godzinę zaczynała się bardzo ważna uroczystość, kilkanaście dni temu zarząd zatwierdził prośbę Socios i jedno z boisk, na których trenują młodzi piłkarze będzie nosić imię Xaviego Hernandeza, mojego męża. Znowu spotkam się z ludźmi, których nie widziałam od półtora roku, zobaczę tak dobrze znane mi twarze. Od śmierci Xaviego nie byłam w ośrodku treningowym, nie byłam na stadionie. Nie wychodziłam do ludzi, bałam się ich spojrzeń i szeptów. Jedynym miejscem, w którym potrafiłam znaleźć ukojenie był cmentarz. Miałam wrażenie, że wtedy jest bliżej mnie i mogę z nim porozmawiać tak jak zawsze przy wspólnej kolacji. Moja siostra cały czas mi truje, że czas już rzucić żałobę, zacząć się uśmiechać i na nowo żyć. Tylko, że ja nie potrafię żyć bez mojego ukochanego Xaviera.
Poprawiłam czarną koszulę, którą włożyłam w tego samego koloru spodnie. Czarne botki, płaszcz przewiązywany w pasie i ciemne okulary przeciwsłoneczne. Mimo, że był dopiero 21 stycznia świeciło piękne słońce, a błękitne niebo gościło nad Barceloną. Spojrzałam w górę w nadziei, że zobaczę tam Xaviego.
- Dodaj mi sił – wyszepnęłam i wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie pod główne wejście Ciutat Esportiva. Ręce cały czas mi trzęsły, nogi miałam jak z waty. Powoli kroczyłam korytarzem prowadzącym do gabinetu prezydenta barcelońskiego klubu. Zapukałam delikatnie i po chwili nadusiłam klamkę. W przestronnym, jasnym pokoju pod ogromnym oknie za ciemnym biurkiem siedział Joan. Gdy tylko mnie zobaczył rzucił papiery, które trzymał w ręce i podniósł się ze skórzanego fotela.
- Milagros, jak dobrze Cię widzieć – powiedział ściskając moją dłoń.
- Cześć Joan - delikatnie uśmiechnęłam się w stronę Laporty.
- Bardzo się cieszę, że jesteś. Chłopaki kończą zaraz trening, więc z pół godziny i będziemy mogli zaczynać. Napijesz się kawy? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź tylko krzyknął do swojej asystentki żeby zrobiła dwie.
- Będą dziennikarze? – zapytałam niepewnie.
- Nie. Dopilnowałem tego, będzie tylko nasz fotograf.
- Dziękuję – odetchnęłam trochę z ulgą. Wyszłam z domu do ludzi, tyle wystarczy mi jak na pierwszy raz. Nie chciałam znaleźć się znowu na wszystkich okładkach. Po ich śmierci próbowałam się od tego odciąć, ale nie potrafiłam. To wszystko mnie przerastało. Straciłam męża i syna, tabloidy nie pozwalały mi dojść do siebie tak jak ja bym tego chciała. Wylądowałam w ośrodku na trzy miesiące, leczyli u mnie ciężką depresję.
- W niedzielę miałby urodziny.
- Zawsze kupowałam mu jego ulubione perfumy, w tym roku też to zrobiłam – powiedziałam i poczułam jak słony płyn napływa mi do oczu.
- Po co?
- Nie umiem inaczej. Ładnie je opakowałam i włożyłam do szafy żeby nie znalazł.
- Mila..
- Ja wiem, ale.. Ja tak za nim tęsknię – szepnęłam i zalazłam się łzami. Joan wstał z miejsca i mnie przytulił. Xavi z Laportą byli w bardzo dobrych kontaktach, dlatego bywało kiedyś tak, że albo my jechaliśmy do niego na kolację, albo on wpadał z rodziną do nas.
 - Wszyscy za nim tęsknimy.
- Tak bardzo bym chciała się do niego przytulić. Powiedzieć jak bardzo go kocham i za nim tęsknię. Gdybym wtedy.. gdybym pamiętała o tych lekach nie pojechałby tam i nadal by żył. To wszystko moja wina..
- To nie była Twoja wina, zrozum to. To był wypadek, nikt nie mógł nic zrobić. Xavi chciałby żebyś zaczęła żyć na nowo.
- Ale ja nie chcę, nie umiem żyć bez niego.
- Umiesz tylko musisz chcieć. Dasz radę – powiedział podając mi opakowanie z chusteczkami. Delikatnie potrząsnęłam głową dziękując i wytarłam mokre policzki oraz nos. – Idziemy? Chłopaki już czekają na boisku – zapytał po paru minutach milczenia.
- Tak, jestem gotowa – założyłam na siebie płaszcz i w asyście Joana udałam się na miejsce gdzie czekali na nas wszyscy zaproszeni goście, w tym rodzice i rodzeństwo Xaviera. Nie widziałam ich od pogrzebu, bałam się spojrzeć im w oczy, mówili, że nie mają mi nic za złe, ale ja i tak wiedziałam, że to ja spowodowałam śmierć ich syna i wnuka.  Przywitałam się z innymi członkami zarządu, Adrianą, Alexem i Oscarem, w końcu stanęłam przed Joaquinem i Marii. Uśmiechnęli się promiennie i powitali mnie słowami „Dobrze Cię widzieć Mila, stęskniliśmy się za Tobą”. Nadszedł czas na piłkarzy, każdy, bez wyjątku mocno mnie przytulał i mówił słowa otuchy. Jako jeden z ostatnich czekał Alba. Delikatnie się uśmiechnął i po chwili tonęłam w jego uścisku.
- Tak bardzo się stęskniłem – powiedział.
- Ja też Jordi. Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam siły tu przyjechać wcześniej. To wszystko było zbyt świeże.
- Wiem Mili. Porozmawiamy później – ścisnął mój dłoń, a następnie odprowadził na moje miejsce.
Najpierw przemawiał Joan, mówił, że posiadanie w drużynie takiego zawodnika, takiego fana piłki nożnej to cud i dar od Boga. Dlatego nazwanie boiska jest czymś naturalnym i od dziś każde dziecko będzie wiedziało, kim był Xavi Hernandez i będzie brało w niego przykład. Zaciskałam mocno pięści wbijając sobie przy tym paznokcie w skórę tylko po to żeby się nie rozpłakać. W pewnym momencie poprosił mnie o powiedzenie kilku słów. Zebrałam w sobie resztki sił, odwagi i spojrzałam w niebo. Od miesięcy to robiłam, szukałam gdzieś pośród promieni słonecznych i chmur mojego Xaviego.
- Przepraszam, że zjawiłam się tutaj dopiero teraz, po tak długim czasie, ale myślę, że rozumiecie. Xavi był wyjątkowy człowiekiem, byłby dumny z tego, że to boisko będzie nosiło jego imię. Najpierw by zaprzeczał, że na to nie zasługuje, bo oddaje się dla klubu tak samo jak reszta, ale wszyscy wiemy, że był niepowtarzalny. Zawsze powtarzał, że to honor reprezentować barwy Blaugrany. Chciał kiedyś uczyć te maluchy grać w piłkę, niestety nie zdążył, ale.. teraz one będę mogły trenować na boisku jego imienia. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego. Xavi, tęsknimy za Tobą – pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Zrobiłam kilka kroków do tyłu i wróciłam na swoje dotychczasowe miejsca.
Około dziesięć minut później uroczystość zakończyła się. Zamieniłam kilka krótkich zdań z piłkarzami, rodziną Xaviego, a następnie wszyscy porozjeżdżali się do swoich domów. Usiadłam na delikatnie zwilżonej trawie i głęboko westchnęłam.
- Mi też go brakuje, nie mam z kim wygrywać w szachy – usłyszałam głos Jordiego i odwróciłam głowę. Ubrany w jeansy i treningową koszulkę kucnął przy mnie – Muszę iść na konferencje, poczekasz na mnie?
- Tak, posiedzę tu i z nim pogadam – powiedziałam i poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- Postaram się wrócić jak najszybciej – delikatnie się uśmiechnął i wstał.

***

          Cieszyłem się gdy zobaczyłem dzisiaj Milagros. Minęło tyle czasu od naszego ostatniego spotkania. Stęskniłem się za nią. Tak samo jak tęskniłem za Xavim, był moim najlepszym przyjacielem. Zawsze rozmawialiśmy o wszystkim, graliśmy w szachy czy po prostu zawsze dobrze bawiliśmy się w swoim towarzystwie. Był częścią zespołu, częścią naszej Barcelońskiej rodziny i odszedł bez zapowiedzi, bez pożegnania.
Konferencja przedłużyła się niemiłosiernie, czasami tego nie lubiłem, gadanie w kółko o tym samym. Co ma być to będzie, tego powinniśmy się nauczyć i nie wybiegać w przyszłość. Dzisiaj jesteśmy, jutro nas nie ma..
Wszedłem na zieloną murawę, krok po kroku zbliżałem się do siedzącej na środku boiska Mili. W ręce trzymałem białą kopertę, czekała tak długo w mojej szafce na ten dzień. Schowałem ją do kieszeni bluzy i usiadłem obok żony Xaviego.
- Nie bierz mnie za idiotę po tym co zaraz usłyszysz, dobrze? – zapytałem, a w odpowiedzi Mila potrząsnęła głową. Tyle razy układałem w myślach tą rozmowę, aa teraz nie wiedziałem ja zacząć. – Kilka dni przed wypadkiem miałem dziwną rozmowę z Xavim – spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs. – Mówił, że ma złe przeczucia. Od kilku dni miał koszmarne sny, każdy kończy się tak samo, jego śmiercią. Jeszcze ta wróżka co zaczepiła go w hotelu z Valencii.
- Jaka wróżka?
- Podeszła do niego i powiedziała, że ma na siebie uważać, bo ma złe karty. Śmialiśmy się z tego przez następny tydzień, ale wtedy zaczął brać to na poważnie. W dniu wypadku powiedział, że czarny kot przebiegł mu przed samochodem jak jechał na trening. Opieprzyłem go że bzdury wygaduje i wpada w jakąś paranoje. Tłumaczyłem to sobie stresem przed starciem z Realem. W nocy zadzwonił telefon z klubu, że Xavi miał wypadek. Wiem, że brzmi to dziwnie. Sam czasami się zastanawiam czy nie zwariowałem. Kazał ci to dać – powiedziałem i wyjąłem z kieszeni białą kopertę.
- Co to jest?
- Nie wiem. Chyba list – drżącymi rękami wzięła go ode mnie i rozpakowała. Chwilę nad nim siedziała i pojedyncza łza spłynęła po jej różowym policzku.
- Przeczytasz mi? Ja nie mogę – przekazała mi go z powrotem cały czas płacząc. Objąłem ją ramieniem i przeczytałem.

Cześć kochanie,
Czyli jednak miałem rację, chociaż wolałbym się mylić. Cholera! Jordi patrzył na mnie jak na kogoś, kto poskradał zmysły, w sumie mu się nie dziwię. To, co gadałem nie brzmiało zbyt logicznie. Może trochę powariowałem? Mam nadzieję, że to tylko były jakieś moje dziwne wrażenia i Jordi będzie musiał wyrzucić ten list do kosza. Ale jeżeli nie to..
Przestań płakać, proszę. Wiesz, że tego nie lubię, więc nie każ mi na to patrzeć. A wiem, że to robisz. Bądź szczęśliwa, żyj tak jakbym tam był, uśmiechaj się i nie płacz więcej.
Byłaś moim szczęściem, najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Sprawiłaś, że byłem lepszym człowiekiem. Dzięki Tobie zrozumiałem, co to znaczy kochać. Jesteś i zawsze będziesz miłością mojego życia.
Nie wiem, co jeszcze napisać, chciałbym być przy Tobie już zawsze. Niestety życie ma czasami dla nas inny scenariusz. 
Już wiem, nigdy Ci tego nie mówiłem, ale wydaje mi się, że sama się domyśliłaś. Twoja dorada w sosie winnym nigdy nie była idealna, ale nie miałem serca Ci tego powiedzieć. Za to robiłaś najlepsze spaghetti na świecie. Mogłabyś dzisiaj zrobić, narobiłem sobie smaka.
Powiedz Albie, że zawsze wiedziałem, że lubi Cię ponad programowo. Nie jestem i nigdy nie byłem zły. Przynajmniej wiem, że zostaniesz w dobrych rękach.
Przestań płakać i bądź szczęśliwa.
Do zobaczenia w innym świecie Mili.
Twój Xavier.
PS. Kocham Cię.

Zabrakło mi słów, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Sam miałem zły w oczach. Mocno przytuliłem Milagros i pozwoliłem słonemu płynowi opuścić moje oczy. Nigdy nie sądziłem, że Xavi domyśla się, że czuję coś do jego małżonki. Mili zawsze mi się podobała, Maestro był prawdziwym szczęściarze. Byli razem sześć lat, wiedziałem, że ona kocha tylko jego i pogodziłem się z tym. Stała się moją przyjaciółką i chciałem żeby była szczęśliwa. Jej szczęściem był Xavi i Joan. Nie chciałem tego zmieniać więc odpuściłem i szukałem swojego szczęścia gdzie indziej. Nie wychodziło mi to najlepiej.. Widocznie nie każdemu jest dane kochać i być kochanym.
 W głowię słyszę słowa Xaviego, które wypowiedział wręczając mi list „Zaopiekuj się nią. Jesteś moim prawdziwym przyjacielem Jordi.”. To były ostatnie słowa jakie od niego usłyszałem. Spieszmy się kochać ludzi, których kochamy, bo odchodzą tak nagle i bez zapowiedzi.





piątek, 10 kwietnia 2015

Prolog

Kupiła białe róże, jak zawsze w środowe popołudnia. Nienawidziła, a jednocześnie lubiła tu przychodzić. Mogła z nim porozmawiać i chociaż chwilę z nim pobyć. Wsadziła kwiaty do wazonu i kucnęła.
- Cześć kochanie. Wiesz, jaka potworna pogoda dzisiaj? Same ciemne chmury i okropny wiatr. Ale nic nie jest w stanie mnie powstrzymać przed przyjściem tutaj. Pani z kwiaciarni, która wybiera najpiękniejsze róże specjalnie dla Ciebie kazała Cię pozdrowić. Bardzo miła jest, szkoda, że jej nie poznałeś. – przegarnęła długie, ciemne włosy na jedną stronę i westchnęła - Tęsknię za Tobą. Tak bardzo mocno. Piętnaście miesięcy, tyle już Cię ze mną nie ma. Chciałabym się z tym pogodzić, ale nie potrafię. Mam wrażenie, że wyszedłeś na trening i zaraz wrócisz. Ale ty już nigdy nie wrócisz... - pojedyncza łza spłynęła jej po lekko zaróżowionym od zimna policzku. - Niedługo święta, nie wiem, co mam zrobić.. kupić łososia czy doradę? Nie mogę się zdecydować. Zawsze wolałeś doradę z tym winnym sosem. Nigdy nie potrafiłam go zrobić tak dobrze jak Twoja babcia, chociaż i tak udawałeś, że Ci smakuje. Wiem, że nie było smaczne, nie musiałeś udawać. – delikatnie się uśmiechnęła na wspomnienie o mężu - Może wyjątkowo zrobię łososia? Joan zawsze lubił takiego delikatnego. To chyba zrobię to i to. Wszyscy się ucieszą. - zamilkła na chwilę i zaczęła się bawić pomalowanymi na czerwono paznokciami. – Ostatnio w sklepię widziałam kolorową kolejkę, może kupić Joanowi na święta? Zawsze lubił kolejki. Kupię, a co. – uśmiechnęła się przez łzy, które wypływały systematycznie z jej pięknych zielonych oczu. – Wiesz, że zapowiedzieli śnieg na weekend? Nie wierzę w to, ale to by było coś. Odkąd żyję na tym świecie nie widziałam śniegu w Barcelonie. Joan by się ucieszył, ulepilibyśmy bałwana. – umilkła na chwilę i położyła dłoń na marmurowej płycie. – Tak bardzo za wami tęsknię. – cała drżała, zaczęła się dusić na skutek spływających łez. – Przyjdę za tydzień, jak zawsze. Opiekuj się Joanito. Bardzo was kocham. – szepnęła i przejechała opuszkami palców po marmurowej płycie, na której wygrawerowane było

Śpijcie spokojnie moje aniołki
Xavier Hernández Creus – 35 lat
Joan Hernández Ventana – 4 latka


~~~~~~~~~~~~~~
Taka piękna pogoda, że aż chce się żyć. Witam na kolejnym już blogu mojego autorstwa. Tym razem padło na Xaviego i Jordiego :3 Według mnie Xavi jest jak wino, im starszy tym lepszy ale cii ;)
Lubię to opowiadanie, lubię tą historie. Jest smutna, nawet bardzo i wyjątkowa w pewnym sensie. Nie jedną łzę wylałam przy jego tworzeniu więc mam nadzieje, że wam też się spodoba.
Ładnie proszę o komentarze i zapraszam do czytania!
Do następnego,

Ines ;*




Layout by Switch