czwartek, 23 lipca 2015

Septimo.

Contigo, quiero escuchar contigo 
Esta canción que solamente habla  de ti y de mi 
Contigo, lo soy todo contigo 
Me haces falta y ya no puedo vivir sin ti 

            Postanowiłam zacząć wszystko od nowa, wiem, że Xavi by tego chciał. Małymi kroczkami będę szła przed siebie, wrócę do projektowanie, dam szansę Jordiemu, uporządkuję swoje życie. Muszę zacząć od początku.
Weszłam do pokoju Joana i głośno westchnęłam, nie wiedziałam, od czego zacząć. Rozłożyłam duży karton na dywanie i wrzucałam do niego po kolei zabawki mojego synka. Kolejki, klocki, samochodziki... To wszystko po chwili znalazło się w kartonie. Z dużej szafy zaczęłam wyjmować bluzeczki, spodenki i wszystkie inne ubrania należące do małego Hernandeza. Chwyciłam mały komplet Blaugrany z napisem 'Papi' i szóstką na plecach. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Joan uwielbiał wszystkie koszulki Barçy. Te bordowo-granatowe, te wyjazdowe czy treningowe. Mógł chodzić w nich codziennie. Xavi był wtedy dumny jak paw, zawsze cieszył się, gdy zasiadałam z małym na trybunach Camp Nou. Mówił, że jesteśmy jego amuletem szczęścia i to dzięki nam ma jeszcze większą radość z gry. Dziecięce trykoty Barçy i ukochany miś Joana to było wszystko, co zostało w jego pokoiku. Cała reszta została schowana w kartony i wyniesiona na korytarz i do salonu. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już prawie piątą po południu. Wyjechałam menu pizzerii i zaczęłam zastanawiać się, na co mam ochotę. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Podniosłam się z białego stołka w kuchni i poszłam otworzyć. Za progiem stał uśmiechnięty Jordi ubrany w ciemne jeansy i popielatą bluzę. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek i zaprosiłam do środka. 
- Przepraszam za bałagan - powiedziałam z delikatnym uśmiechem. 
- Dawno nie byłaś u mnie, bałaganu nie widziałaś - odpowiedział i puścił mi oczko. - Wyprowadzasz się? 
- Nie, robię porządek w swoim życiu. Posprzątałam już rzeczy Joana, teraz muszę uprzątnąć część Xaviego. 
- Pomóc ci? 
- W sumie..? Czemu nie, ale najpierw coś zjemy. Miałam właśnie zamawiać pizzę. Z pepperoni? 
- Oczywiście. I z podwójnym serem. 
- Najlepsza! - krzyknęłam i chwyciłam telefon do ręki. 
Po zjedzonym pysznym posiłku zabraliśmy się za sprzątanie garderoby. 
- To od czego zaczynamy? - zapytał się Jordi widząc ilość ubrań. 
- Nie mam pojęcia - powiedziałam i zaczęłam się śmiać. - Wszystkie ciuchy Xaviego oprócz tych klubowych i reprezentacyjnych do kartonów. Ja się zajmę swoimi, czas wprowadzić trochę koloru do tej szafy - powiedziałam, a Jordi spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. 
- Co zamierzasz z tym zrobić? 
- Rozdam, jest dużo ludzi, którzy potrzebują ubrań a tych mam od groma. To wszystko jest prawie nowe, markowe, na pewno się szybko chętni znajdą. 
- Dobry pomysł. Mogę ci pomóc znaleźć potem jakąś rodzinę.
- Dziękuję Jordi, za wszystko. 
- Nie ma za co Mila - chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. - Od tego jestem - uśmiechnął się i mocno mnie przytulił.

         Resztę dnia spędziliśmy z Jordim na pakowaniu ubrań Xavigo. Zajęło to nam cały wieczór i pół nocy. Gdy na dworze panowała już ciemność, a delikatne światło dawały tylko uliczne latarnie wyszliśmy z mieszkania i zapakowaliśmy trzy pudla do bagażnika mojego samochodu. Było już bardzo późno, a następnego ranka Jordi miał mieć trening, zaproponowałam, że może zostać u mnie, bo miejsce przecież jest, ale odmówił i wrócił do siebie.
Następnego dnia wstałam dość wcześnie mimo zmęczenia, jakie dopadło mnie po powrocie do mieszkania. Wzięłam szybki prysznic, delikatnie się wymalowałam założyłam ciemne jeansy, pudrową koszulę a na nogi wysokie czarne szpilki. Wypiłam kawę, przegryzłam croissanta i wyszłam z domu. Po około pół godzinie jazdy dojechałam pod ośrodek treningowy, na szczęście, co sezon odnawiała mi się przepustka wjazdu i bez problemu wjechałam do środka. Zaparkowałam na jednym z wolnych miejsc i skierowałam się w kierunku budynku zarządu. Z oddali było słychać krzyki trenujących chłopaków. Jak Xavi jeszcze żył uwielbiałam tu przyjeżdżać, sama albo z Joanem. Siadałam na trybunach, w stołówce czy w biurze u Laporty i cieszyłam się tą barcelońską atmosferą. Barca była czymś więcej niż klubem, tu wszyscy byli naszą rodziną, z niektórymi miałam bliższy kontakt z innymi trochę gorszy ale w ważnych momentach zawsze wszyscy trzymaliśmy się razem. Od kiedy nie ma Xaviego zaniedbałam tą część mojej rodziny. Nie bywałam ani na meczach, ani w ośrodku, chciałam się od tego wszystkiego odciąć. Myślałam, że gdy wymażę ze swojego życia wszystko, co kojarzy mi się z Xavim będzie prościej. Ale dobrze wiemy, że tak nie było.

          Wjechałam windą na trzecie piętro i mijając sekretarkę Joana zapukałam do drzwi prezydenta klubu. Po chwili usłyszałam krótkie proszę i weszłam do środka. Za drewnianym mahoniowym biurkiem siedział Laporta i notował coś w kalendarzu.
- Milagros! – krzyknął na mój widok – Pięknie wyglądasz. Co ty tu robisz? – podniósł się ze skórzanego czarnego krzesła i wyściskał mnie nie powitanie.
- Cześć Joan. Mam pewną sprawą, myślę, że cię zainteresuje.
- Z chęcią posłucham, usiądź. Chcesz coś do picia?
- To może za chwilę, jeśli możesz to moglibyśmy zejść na chwilę na dół.
- Jasne, powiem Irmie żeby zrobiła w tym czasie nam kawy – zdjął z oparcia fotela granatową marynarkę i zarzucił ją na siebie. Po chwili znaleźliśmy się przy moim samochodzie, otworzyłam bagażnik i pokazałam mu jego zawartość.
- W tych pudłach są wszystkie koszulki Xaviego, wszystkie nagrody, puchary, medale, pamiątki. Te z Barcelony i reprezentacji. Czy Barca jako klub byłaby zainteresowana projektem ‘Xavi, Per sempre etern’?
- Mila nie wiem, co kombinujesz, ale z chęcią się przekonam, chodź na kawę.

***

- To wspaniały pomysł, jeżeli zarząd się zgodzi to będzie to idealne upamiętnienie trzeciej rocznicy – powiedział Joan i zrobił łyk kawy.
- Chcę żeby ludzie go pamiętali. Tutaj – wyjęłam z torebki pen-driva i położyłam go na jego biurku – są wszystkie ulubione zdjęcia Xaviego. Te z klubu, te z reprezentacji, z dzieciństwa i te prywatne. Wszystko w osobnych folderach. Jest też dziesięć jego ulubionych bramek. Xavi w pigułce. Jeżeli się zgodzicie to chciałabym uczestniczyć w tworzeniu tego wszystkiego.
- Oczywiście Mila. To będzie twój projekt, ty się pod tym podpiszesz. My tylko damy ci miejsce i pieniądze na stworzenie tego wszystkiego.
- Dziękuje Joan, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy – uśmiechnęłam się szczerze i wstałam z kanapy. – Odezwij się jak już będziesz coś wiedział.
- Pewnie, zwołam zebranie najszybciej jak się da. Chłopaki jeszcze nie skończyli treningu, chcesz do nich iść?
 - W sumie… z chęcią – założyłam na siebie beżowy płaszcz i wzięłam torebkę do ręki. – Do usłyszenia.

             Przemierzając korytarze ośrodka treningowego dotarłam na boisko imienia Tito Vilaovy. Usiałam na jednym z krzesełek na najwyższym rzędzie trybuny i patrzyłam jak piłkarze grają w dziada. Po chwili Lucho krzyknął, że trening dobiegł końca i widzą się jutro rano. 
- Mila! - krzyknął rozradowany na mój widok Pique. Przeskoczył przez barierki i wziął mnie w ramiona. - Ale się stęskniłem! 
- Ja też Pique, ale puść mnie już - powiedziałam ze śmiechem. Po chwili wokół mnie pojawili się prawie wszyscy zawodnicy. Pytali się co u mnie, jak się czuję i czy ze wszystkim sobie radzę. Nie wszyscy mogli zostać dłużej i po chwili poszli do szatni się przebrać. 
- Mila, przejedziesz się z nami na kawę? - zaproponował Gerard. 
- Pewnie.
- Nie mogę iść z wami, przepraszam - powiedział Jordi - Z bratem się umówiłem. 
- Nic się nie stało, zadzwoń wieczorem - odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. - To co Pique, idziemy? 
- A dasz mi kwadrans na prysznic? 
- Będę czekać w kawiarni - odpowiedziałam z uśmiechem. 
Po około pół godzinie siedziałam z Gerardem w klubowej stołówce. Zamówiliśmy sobie dużą kawę z mlekiem i świeżą, ciepłą szarlotkę. Jak oni ich karmią w tym ośrodku, bajka normalnie! 
- Jak tam chłopcy, pewnie urośli? - zapytałam.
- Rosną jak na drożdżach - powiedział z uśmiechem obrońca - Mają się dobrze, Sasha coraz więcej mówi. Dogaduje się z Milanem. I co najważniejsze? Obaj kochają football. 
- Nadal śpiewasz im hymn Barçy na dobranoc? - zapytałam ze śmiechem.
- Oczywiście, że tak. Uwielbiają to. Są wspaniali, ale moja mama nadal powtarza, że czeka na wnuczkę. 
- A ty Pique nie chciałbyś małej księżniczki? 
- Jasne, że bym chciał. Córki Cesca już są przecież takie duże.
- No to Pique do roboty. Ja mam ci mówić jak się dzieci robi? Gdzie siostrzyczka na drugie urodziny Sashy? Nie postarałeś się - powiedziałam cały czas się śmiejąc. 
- Pogadam z Shaki. Pewnie coś da się zrobić - powiedział i puścił mi oczko. - Gadamy cały czas o mnie, mów co u ciebie. 
- Zakładam fundacje dla rodzin i dzieci po rodzinnych tragediach. Jeżeli zarząd się zgodzi to rozpoczynam projekt o Xavim. Mam pełne ręce roboty. 
- Widzę, ale dzięki temu promieniejesz. To dobrze, takiej nam cie brakowało. A Jordi? 
- Pomaga mi, bez niego nie dałabym sobie rady. 
- Wiesz, że na nas też zawsze możesz liczyć. 
- Wiem Geri. 
- Wpadnij do nas. Zobaczysz jak chłopaki urosły, Shaki się ucieszy. 
- Przyjadę, obiecuję. 
- To może w sobotę po meczu? Tam dawno też cię nie było. 
- Nie owijaj tak w bawełnę Pique. Przyjdę na ten mecz, później przyjadę do was, okej? Zadowolony? 
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział z uśmiechem. - Jordiego też zaproszę - mruknął szczęśliwy pod nosem.
- Pique bawi się w swatkę czy mi się tylko wydaje? 
- Wydaje ci się kochana. Chcę żebyś była szczęśliwa, Xavi też by chciał. 
- Wiem. - delikatnie się uśmiechnęłam i zrobiłam ostatni łyk kawy. 


niedziela, 12 lipca 2015

Sexto.

Y cada parte que ahora guardas, va alejàndote más.
Y cada beso que no alcanzas vive solo, sin mitad.
Y cada parte que hay cerrada va apresándote más. 
Vivo buscando la verdad en las miradas. 

Usłyszałam znajomy głos dochodzący z salonu. Podniosłam się z łóżka, założyłam czarny sweterek i skierowałam się ku dźwiękowi. 
- Pięknie wyglądasz - usłyszałam i podskoczyłam z wrażenia. 
- Xavi? - rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie było - Jesteś tu? 
- Jestem - powiedział swoim chropowatym głosem. Odwróciłam się i zobaczyłam Xaviera, mojego męża. Nic nie powiedziałam tylko wpadłam mu w ramiona i zaczęłam śmiać się przez łzy. - Nic się nie zmieniłaś. Nadal jesteś tak samo piękna - wyszeptał i przegarnął moje ciemne włosy. - Tylko w tych oczach nie widzę już tego blasku. Co się z nim stało? 
- Tak bardzo się za tobą stęskniłam - pogłaskałam go po lekko zarośniętym policzku. - Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. 
- To uwierz. Przyszedłem cię uwolnić. 
- Uwolnić? Od czego? - zapytałam zdziwiona. 
- Ode mnie. Najwyższy czas kochanie. 
- Xavi, o czym ty mówisz? 
- Mila, mnie już nie ma, nie wrócę. 
- O czym ty mówisz przecież tu jesteś! - krzyknęłam. 
- Ciii - Katalończyk pogładził mnie po włosach i mocno przytulił. - Zamknij oczy. 
- Po co? 
- Zamknij proszę - zrobiłam to, o co mnie poprosił i po chwili poczułam delikatny wiatr oraz słońce ogrzewające moją skórę. 
- Mogę już otworzyć? - zapytałam i poczułam jego dłonie na swojej talii. 
- Tak - szepnął. Otworzyłam oczy i zobaczyłam plaże, morze i zachodzące słońce. Znałam to miejsce, byliśmy tu kiedyś. W maju 2010, tuż przed Mundialem rozgrywanym w RPA. - Wiesz gdzie jesteśmy? 
- Oczywiście, że tak. To tutaj mi się oświadczyłeś i wrzuciłeś pierścionek do piasku - powiedziałam i wybuchłam śmiechem na samą myśl o tamtym wieczorze. 
- To prawda. Nie popisałem się wtedy - zrobił skwaszoną minę. 
- To były jeden z najpiękniejszych wieczorów w moim życiu. Do dziś pamiętam, co powiedziałeś - chwyciłam go za dłoń i spojrzałam w czekoladowe tęczówki, dokładnie tak samo jak te kilka lat temu. - Powiedziałeś: "Pięknie tu, nie sądzisz? Mila, nie znamy się długo, nawet nie minął rok od tamtego dnia w kawiarni, ale wiem, że jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. - mówiłam i po chwili dołączył do mnie Xavi - Chcę spędzić z Tobą całe życie, chcę cię kochać każdego dnia coraz mocniej, chcę mieć z Tobą dzieci. Milagros Ventana Torres czy uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na tej ziemi i wyjdziesz za mnie?" 
- Kocham cię i chcę żebyś była szczęśliwa. 
- Z tobą jestem. 
- Ale mnie już nie ma, nie wrócę, nie mogę.  
- Nie zostawiaj mnie. Kocham cię. 
- Ja ciebie też kochanie, ale muszę. Nie chcę, ale muszę. Joan tam na mnie czeka. Przyszedłem dać ci wolność. Tutaj przyrzekliśmy sobie, że będziemy ze sobą aż do śmierci. Tutaj chcę żebyś mi obiecała, że dasz Albie szansę. On cię kocha, a ja wiem, że jesteś z nim bezpieczna. 
- Xavi... - wyszeptałam i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. 
- Obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa. Proszę. 
- Obiecuję - przyrzekłam łamiącym się głosem. 
- Ja nigdy nie przestanę cię kochać i zawsze będę przy tobie mój aniołku - pocałował mnie w czoło i wziął za rękę. - A tego już nie potrzebujesz - chwycił moją obrączkę i zdjął ją z serdecznego palca. Spojrzał na nią i wrzucił do piasku tak jak to zrobił przez przypadek z pierścionkiem zaręczynowym.
- Teraz jesteś już wolna - szeroko się uśmiechnął. Tak bardzo tęskniłam za tym uśmiechem, za jego głosem i zapachem. Tak cholernie mi go brakowało. -  Zawsze będę tutaj - wskazał moje serce i po chwili mocno przytulił. - Bardzo cię kocham Mila. Kiedyś się jeszcze spotkamy, wszyscy w trójkę, obiecuję. 
- Opiekuj się nim. 
- Robię, co w mojej mocy. Bardzo cię kochamy, pamiętaj o tym. A teraz musimy już wracać. 
- Wrócisz kiedyś jeszcze? 
- Zobaczymy czy będzie taka potrzeba. Wierzę, że dasz sobie radę beze mnie - chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. - Daj mu szansę - powiedział i złożył pocałunek na moich ustach.  


            Obudziłam się rano z szybko bijącym sercem. Nie wiedziałam, co się dzieje, czy to wszystko był tylko sen? Nie, nie wierzę w to. To nie mogła być tylko moja wyobraźnia, ja go czułam. Czułam jego zapach, jego ciepło i oddech. On tu był, jestem tego pewna. Podniosłam się z łóżka i skierowałam swoje kroki do łazienki. Oblałam twarz zimną wodą i oparłam sie rękami o grafitowy blat. Nagle zorientowałam się, że na moim palcu nie ma złotej obrączki. Z niepokojem zaczęłam rozglądać się dookoła siebie. Nigdzie jej nie było, szybko wróciłam do sypialni i wytrzepałam kołdrę. Podniosłam poduszki, ale nigdzie nie było pamiątki z mojego ślubu. Spojrzałam na szafkę nocną Xaviego i coś na niej błyszczało. Podeszłam tam i przy małym stworku na szczęście, którego przywieźliśmy z naszej wycieczki do Indonezji leżała moja obrączka. Usiadłam na brzegu łóżka i wzięłam ją do ręki.
- Co ty tu robisz? - zapytałam sama siebie. Wtedy przypomniał mi się mój sen. Spojrzałam na wygrawerowane "M&X para siempre" i delikatnej się uśmiechnęłam. Chciałam ją założyć z powrotem, ale przypomniały mi się słowa Xaviego. Spojrzałam na nią, potem na nasze rodzinne zdjęcie i położyłam ją koło figurki. 
- Już jej nie potrzebuję - uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka. 

***

          Tyle lat czekałem na to żeby powiedzieć jej te dwa proste słowa. Kocham cię według mnie to coś więcej niż tylko słowa, to niepisana przysięga miłości, wierności, przyjaźni i wsparcia w każdej chwili. To jak niepisane małżeństwo. Bałem się jej reakcji, bo wiem, kim był i kim nadal jest Xavi w jej życiu. Nie liczę na wielką miłość, ślub, dzieci i nie wiadomo, co jeszcze. Ja po prostu chcę być przy niej. Może kiedyś będzie wstanie pokochać mnie, choć odrobinę tak jak ja kocham ją. 
Tyle lat minęło, od kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, już wtedy wiedziałem, że jest wyjątkowa. Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia. Miałem to szczęście, że była już zajęta, zakochana bez pamięci w pomocniku Barcelony. Zostałem ich najlepszym przyjacielem, świadkiem na ich ślubie, chrzestnym Joana. Byłem zawsze obok, ale trochę w innym charakterze niż bym chciał. Teraz, gdy o tym myślę wiem, że gdybym tylko mógł oddałbym to wszystko za życie Xaviego. Szczęście Milagros jest dla mnie najważniejsze. Ja bym się usunął z jej życia tylko po to żeby Hernandez znów z nami był. 
Dla mnie Xavi też był kimś ważnym, był niczym starszy brat. To on się mną zaopiekował, gdy powołali mnie pierwszy raz do reprezentacji, to on pomógł mi ponownie zadomowić się w Barçy. Brakuje mi jego żartów, opowieści, słów otuchy i krzyków. Nikt nie jest w stanie zastąpić Xaviego, nie ma takiego drugiego na świecie.  

          Wracałem z treningu, gdy zadzwonił do mnie telefon z administracji budynku, w którym Mila miała pracownie. Jakiś czas temu poprosiłem ich żeby dali mi znać, gdy ktoś się w niej pojawi. Milagros nie chodziła tam od śmierci Xaviego, marnowała swój talent, bo nie potrafiła zacząć wszystkiego od nowa. Zaniepokojony, że ktoś się włamał do pracowni zmieniłem kierunek jazdy i po kwadransie znalazłem się pod kamienicą na obrzeżach miasta. Zaparkowałem swoje srebrne audi przed wejściem i wjechałem starą windą na poddasze. Spokojnie otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie było. 
- Jest tu kto? - zawołałem, ale odpowiedziała mi cisza. Podszedłem do dużego stołu i zobaczyłem porozrzucane projekty szafek. - Mila? - spojrzałem przed uchylone okno i zobaczyłem Hiszpankę siedzącą na dachu. Wdrapałem się na mały stołek i wyszedłem do niej. Z trzęsącymi się kolanami usiadłem koło niej i głęboko westchnąłem.
- Wysoko tu - powiedziałem cicho.
- Trochę - delikatnie się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek - Cześć Jordi. Skąd wiedziałeś gdzie jestem? 
- Nie wiedziałem. Zadzwonili z administracji, że ktoś się pojawił, myślałem, że się włamali. 
- A to tylko ja. Trochę się tu zakurzyło przez te dwa i pół roku. 
- Wracasz do tego? - zapytałem z nadzieją. 
- Może. Nie wiem czy nadal potrafię. 
- Na pewno - uśmiechnąłem się i objąłem ją ramieniem. Spojrzałem na jej dłonie i zauważyłem różnice. - Nie masz obrączki. - stwierdziłem zaskoczony.
- Nie mam, zdjęłam. Xavi miał racje, już jej nie potrzebuje. Zawsze będę mieć go w sercu, a kawałek metalu jest zbędny - powiedziała i nastała cisza. Spojrzałem przed siebie na piękny widok oświetlonej zachodzącym słońcem Barcelony. Teraz już wiem, dlaczego Hernandez wybrał akurat to miejsce i zrobił tu pracownie dla Milagros. Mało kto może pozwolić sobie na taki widok, a Xavi uważał Barcelonę za najpiękniejsze miejsce na świecie. Nic więc dziwnego, że nie chciał nigdy stąd wyjeżdżać. 
- Jordi? 
- Tak? 
- Chce zacząć wszystko na nowo - powiedziała pewnie i spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. - Nie obiecuję, że cię pokocham, ale nie zostawiaj mnie samej. 
- Obiecuje skarbie, nigdy cię nie zostawię - pocałowałem ją w skroń i mocno przytuliłem. 






Layout by Switch