Co się dzieje z nami po śmierci? Trafiamy
do równoległego świata i spotykamy osoby, które tak kochaliśmy, a ona już
odeszły? Nie wiem, pewnie nigdy się tego nie dowiem, ale żyję nadzieją, że
kiedyś go jeszcze zobaczę, przytulę, poczuje zapach perfum i powiem, że bardzo
go kocham. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego go już nie ma. Przecież byliśmy
tacy szczęśliwi. Może zbyt szczęśliwi..? Może nie można być za szczęśliwym, bo
wtedy coś musi się zepsuć? Ale dlaczego w taki sposób? Zabiera nam osoby, które
najbardziej kochaliśmy.
Rozmawiam z nim, codziennie. Może
powariowałam, ale czasami mam wrażenie, że go słyszę. Ciche słowa otuchy,
dzięki którym każdego dnia wstaję z łóżka i idę dalej.
- Zawiozę cię do domu – usłyszałam cicho
głos Jordiego. Odwróciłam głowę i załzawionymi oczami spojrzałam na niego.
- Nie.. Dzisiaj jest środa, muszę jechać
na cmentarz – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Dobrze, to pojedziemy tam – delikatnie
się uśmiechnął, podniósł się z trawnika i wyciągnął dłoń żeby pomóc mi wstać.
- Jordi to prawda, co napisał Xavi?
- Był największym szczęściarzem –
odpowiedział zdawkowo. Nie wiedziałam, że Alba coś czuje. Dla mnie liczył się
tylko Xavier, wokół niego kręciło się moje życie, moje szczęściem.
Po dwudziestu minutach jazdy sportowym
samochodem Jordiego dojechaliśmy na miejsce. Cała droga minęła nam w milczeniu.
Katem oka widziałam jak nerwowo ściska kierownicę i całą swoją uwagę
koncentruje na pustych ulicach stolicy Katalonii.
Weszłam do małej kwiaciarni, za ladą
stała dobrze mi znana starsza kobieta w ciemnym włosach upiętych w kitkę.
- Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem. – Właśnie przygotowuję dla pani bukiet.
- Dzień dobry. Bardzo dziękuję.
- Dostałam dzisiaj nową odmianę, mam
nadzieję, że się spodobają – dodała i pokazała mi piękną wiązankę stworzoną z
białych róż.
- Jest cudowna – odebrałam od niej
kwiaty i podałam banknot. – Do zobaczenia – powiedziałam i wyszłam z małego
budynku.
Podeszłam do Jordiego, który czekam przy
samochodzie i zakomunikowałam, że możemy iść. Spojrzał na roślinki, potem na
mnie i głęboko westchnął.
- Przychodzisz tu co tydzień? – zapytał
niepewnie.
- Tak, zawsze w środy. Czasami jeszcze w
weekendy, ale ostatnio coraz rzadziej.
- Nie byłem tu od pogrzebu. Nie mogłem.
- Rozumiem, nic się nie stało. Xavi na pewno
nie jest na ciebie zły – powiedziałam i oczy zaszły mi łzami. Jordi otworzył
usta, chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i dalej szliśmy już w ciszy. –
Cześć kochanie – powiedziałam i kucnęłam przy marmurowej płycie. Kwiaty
włożyłam do wazonu i delikatnie się uśmiechnęłam. – Zobacz, kto dzisiaj ze mną
przyszedł – Obrońca spojrzał na mnie z małym niedowierzaniem, nieświadomie
zaczął bawić się palcami. – Jordi nie patrz na mnie jak na wariatkę, proszę.
- Przepraszam – odpowiedział zakłopotany
i przeczesał krótko ścięte włosy. – Ja chyba tak nie potrafię – potrząsnęłam
delikatnie głową i odgarnęłam stare liście, które zatrzymały się na płycie
nagrobka. – Zaczekam w samochodzie – dodał i odszedł.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz
złe przeczucia? Xavi.. tęsknię za tobą, za wami.
***
Siedziałem w aucie, głowę
oparłem o kierownicę i zastanawiałem się, co mam robić. Nie wiem czy kocham
Milagros, ale wiem, że zajmuje w moim sercu pewne miejsce i zostanie już tam na
zawsze. Obiecałem Xaviemu, że się nią zaopiekuję i dotrzymam słowa. Bez względu
na to czy Mila kiedykolwiek odwzajemni moje uczucia. Chcę żeby znowu zaczęła
się uśmiechać i zrozumiała, że życie nie kończy się na Hernandezie. Moje myślę
samolubnie, ale nie potrafię sprawić żeby, Xavi i Joan wrócili. Nawet gdybym
bardzo tego chciał to nie mogę. Ich już nie ma, oni nie wrócą. Minęło półtora
roku, najwyższy czas się z tym pogodzić.
Moje rozmyślania przerwała brunetka,
gdy otworzyła drzwi od strony pasażera. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i po
chwili silnik zaryczał. Wskaźnik na liczniku powoli przesuwał się coraz wyżej,
pojazd poruszał się coraz szybciej. Lubiłem szybką jazdę, czułem się wtedy
wolny. Nic mnie nie ograniczało.
Po krótkiej jeździe
podjechaliśmy pod apartamentowiec Milagros. Zaparkowałem przed głównym wejściem
i razem z Hiszpankę wszedłem na górę. W mieszkaniu nic się nie zmieniło, minęło
tyle czasu, a ja miałem wrażenie, że wszystko wyglądało tak samo jak dwa lata
temu. Zdjąłem zimową kurtkę i powiesiłem na wieszaku.
- Rozgość się, zrobię coś do
picia. Kawę, herbatę? – usłyszałem cichy głos Mili.
- Herbatę poproszę –
odpowiedziałem i spojrzałem na ścianę, na której wisiało pełno zdjęć Xaviego,
Joana, całej szczęśliwej rodziny Hernandeza.
- Nie potrafię ich zdjąć.
Kiedyś próbowałam, ale nie mogłam – powiedziała po chwili i pojedyncza łza
spłynęła jej po policzku. – Nie umiem tu nic zmienić – w jej oczach było tyle
bólu, jej ciało całe się trzęsło. Nie chciałem na to patrzeć, podszedłem do
niej i mocno przytuliłem.
- Pomogę ci. Obiecuję –
pocałowałem ją w czoło i przyrzekłem sobie w duchu, że nigdy jej nie
opuszczę.
- Dziękuję - cicho
wyszeptała. - Zrobię coś do jedzenia. Głodny jesteś? Na pewno. Mam jeszcze
wczorajszą zapiekankę, albo mogę zrobić tortillę. Co wolisz?
- Obojętnie.
- To zrobię tortillę.
Ta Milagros w niczym nie
przypominała tej drobnej brunetki z przed dwóch lat. Nawet nie wyglądała już
tak samo, była chudsza, bledsza, w zielonych oczach nie było widać radości. Jej
ciało żyło, ale dusza odeszła razem z Xavim. To jest przykre, że tak wspaniała
i promienna dziewczyna straciła wiarę we wszystko w tak młodym wieku.
- Mila, Xavi miał kiedyś taką
fajną książkę o.. - nie zdołałem dokończyć, bo brunetka mi przerwała.
- Wszystkie są w biblioteczce
poszukaj sobie. Ja nic nie ruszałam, powinna tam być - podszedłem do dużego
regału i zacząłem szukać wzrokiem pożądanego przeze mnie tytułu. W końcu ją
dostrzegłem. Wyciągając ją spomiędzy innych zaintrygowała mnie ciemno bordowa
okłada leżącej w drugim rzędzie powieści. Zaciekawiony sięgnąłem po nią i
otworzyłem na pierwszej lepszej stronie "Zostanę ojcem! Będę mieć syna, o
cholera. Nadal nie wierzę. Milagros sprawia, że jestem najszczęśliwszym facetem
na tym świecie." Przewertowałem kilka storn do przodu "Wygraliśmy z
Realem. Jedziemy podbić Wembley! Vamos!" Z każdym słowem robiłem coraz
większy wytrzeszcz. Pamiętnik? Pierwsze słyszę żeby Hernandez pisał pamiętnik,
ale kto wie.
- Mila, co to jest? -
zapytałem i uniosłem do góry wspomnienia.
- Nie mam pojęcia. Pierwszy
raz to widzę.
- "26 września 2008r. Ta
dziewczyna jest niesamowita, dawno nie poznałem nikogo tak fascynującego. Ma
takie piękne oczy w kolorze wiosennej trawy. Muszę się z nią jeszcze raz
spotykać. Po prostu muszę." - przeczytałem pierwsze zdania.
- Wiesz, że nie przyszedł na
następne spotkanie? Czekałam i czekałam a on nie przyszedł. Ale byłam
wściekała - delikatnie się uśmiechnęła i oparła się o kuchenny blat. - Później
przez przypadek na siebie wpadliśmy.
- "14 maja 2009r. Od
trzech dni noszę ze sobą ten pierścionek. Boję się, że usłyszę nie. Dzisiaj
muszę dać radę, no przecież nie jestem tchórzem" - otworzyłem przypadkową
stronę.
- Daj mi to - powiedziała
pewnie i wyrwała mi z ręki książkę. Zaczęła wertować strony, z każdą sekundą
łzy coraz szybciej spływały po jej różowych policzkach. Zrozpaczona odłożyła ją
na stolik kawowy i podeszła do okna. Oparła się o zimną szybę i wyszeptała
- Myślisz, że on tam jest? -
spojrzała w niebo i kolejna porcja słonego płynu zeszkliła jej piękne kocie
oczy. Podszedłem do niej i delikatnie objąłem.
- Tak, siedzi na tej chmurce
razem z Joanem i opiekują się się nami. I na pewno by nie chcieli żebyś
płakała.
- Ja tak bardzo za nimi
tęsknie - szybko wtuliła się we mnie. Czułem jak całe jej ciało drży. Mocno ją
otuliłem żeby chodź na chwile poczuła się bezpiecznie. Ciszę zagłuszoną jedynie
cichym szlochem Milagros zakłócił dzwonek do drzwi. Hiszpanka szybko ode mnie
odskoczyła i starła rozmazany tusz. Poprawiła czarną koszule i udała się na
korytarz. Po chwili usłyszałem znajomy mi głos, a zaraz potem zobaczyłem twarz.
- O cześć Jordi - powiedział
Joan i podał mi rękę.
- Hej - odpowiedziałem i
usiadłem na fotelu.
- Zrobić ci coś do picia? -
zapytała się Mila.
- Nie dzięki, ja tylko na
chwile. Zapomniałem się rano zapytać o jedna rzecz - delikatnie się uśmiechnął
i usiadł koło mnie. - Wiem, że to porąbany pomysł, ale muszę się o to spytać.
- Jasne, mów.
- Barca TV w współpracy z
Antena3 i La sexta organizują, chcą zorganizować program o Xavim i chcą żebyś
udzieliła dla nich wywiadu. Jaki był i tak dalej. Przepraszam, że w ogóle o tym
mówię, to chore.
- Nie, mów dalej.
- Wywiad przeprowadzałaby
nasza najbardziej zaufana dziennikarka, jeśli się zgodzisz to..
- Zgadzam się - powiedziałam
pewnie Ventana.
- Milagros to zły pomysł -
wtrąciłem się.
- Jordi wiem, co robię -
spojrzała na mnie tak, że nie mogłem wydusić z siebie słowa więcej.
- Jesteś pewna? - zapytał się Laporta.
- Tak, w stu
procentach.
- Dobrze, to kiedy mam cię z
nimi umówić?
- Jak dla mnie może być nawet
jutro.
- Jak będę coś wiedział to do
ciebie zadzwonię. Nie będę już dłużej przeszkadzać. Cześć - pożegnał się z
Milą, następnie ze mną i wyszedł.
- Jordi nie patrz tak na
mnie, wiem, co robię, chyba.
- Wierzę w to. Może ja tez
już pójdę? Tak będzie lepiej. Dzwoń jak będziesz coś wiedzieć - pocałowałem ją
w policzek i wyszedłem z jej mieszkania.