Następnego dnia wstałam w wyśmienitym
humorze. Od dawna nie czułam się tak dobrze. Wczorajsza kolacja u rodziny Pique
naładowała mnie niesamowicie pozytywną energią. Miałam zapał do pracy, chęci do
życia i uśmiech na twarzy od samego rana. Synkowie Gerarda cały czas chcieli
się ze mną bawić, przytulali mnie, dawali buziaki. Przypomniałam sobie wtedy
jak cudownie było być matką, mieć małą istotkę koło siebie. Sens, dla którego
żyjesz, budzisz się każdego dnia i dajesz najlepsze z możliwych wzorców. Kocham
i zawsze będę kochać Xaviego i Joana ponad życie, ale muszę żyć dla nich, dla
siebie. Mam cudownych przyjaciół, prace i cele, do których będę dążyć.
Wzięłam szybki prysznic, założyłam nową
malinową koszulę i błękitne spodnie i spojrzałam w lustro. Dawno nie widziałam
się w tak żywych kolorach. Uśmiechnęłam się delikatnie i założyłam na wysokie
szpilki. Wzięłam kluczyki do samochodu, torebkę i wyszłam z mieszkania. Na
dzisiejszy dzień miałam tylko jeden plan, spełnić marzenie małego
chłopca.
Podjechałam pod starą kamienicę w
okolicach centrum Barcelony. Głęboko westchnęłam i weszłam na trzecie piętro
budynku. Zapukałam w brązowe, drewniane drzwi i po chwili otworzyła mi je Rosa.
Zaskoczona wpuściła mnie do środka i zapytała
- Milagros, a co ty tu robisz?
- Zabieram was na wycieczkę. Jest Toni? -
zapytałam z uśmiechem.
- Jestem! - krzyknął rozradowany - Gdzie
jedziemy?
- Niespodzianka. Ale musisz zabrać ze sobą
strój Barçy.
- Daj mi pięć minut, spakuje plecak -
powiedział z uśmiechem i zniknął z pokoju.
- A ja się dowiem gdzie jedziemy?
- Nie, czekam na was w samochodzie na dole
- pocałowałam ją w policzek i wyszłam z mieszkania.
Podróż zajęła nam mniej więcej dwadzieścia
minut, przy wjeździe do ośrodka treningowego pokazałam przepustkę i
zaparkowałam na wolnym miejscu. Wsiadłam z samochodu i pomogłam wyjść z niego
Rosie oraz Toniemu i z szerokim uśmiechem zakomunikowałam, że jesteśmy na
miejscu. Antoni rozglądał się cały czas wokół siebie, jego oczy przybrały
postać pięciozłotówek.
- Co my tu robimy? - zapytała cicho
Rosa.
- Spełniamy marzenia Toniego -
powiedziałam. Chwyciłam małego za rękę i ruszyłam w kierunku wejścia na boisko.
Po wczorajszym wieczorze miałam już wszystko obgadamy z chłopakami, to miał być
dla Toniego niezapomniany czas. Weszliśmy po schodkach na trybuny i usiedliśmy
na granatowych krzesełkach. Chłopaki właśnie kończyli trening, zebrali się w
dwóch grupkach i zaczęli grać w dziada. Antoni cały czas powtarzał pod nosem
nazwiska piłkarzy. Rosa cały czas patrzyła na mnie z wielką wdzięcznością.
Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam, że jestem po coś na tym świecie. Lucho
pożegnał się z chłopakami i życzył im miłego popołudnia. Rozpromieniony jak
zawsze Pique podbiegł do trybun i zawołał
- Cześć Toni, chcesz z nami zagrać?
- Skąd on wie jak ja mam na imię? -
zapytał cicho. - Babciu nie budź mnie z tego snu, proszę.
- To nie jest sen słoneczko - podeszła do
niego Rosa i wzięła na ręce. - To co, biegniesz do nich?
- Pewnie! - krzyknął i zbiegł do Gerarda.
Piłkarz się do mnie uśmiechnął, chwycił Toniego za rękę i zaprowadził do grupy
piłkarzy. Mały przywitał się z wszystkimi piłkarzami, a po chwili został na
boisku z Jordim, Andresem, Leo, Luisem, Neyem, Ivanem i Danim, ponieważ reszta
musiała iść jeszcze do fizjoterapeutów albo na siłownie.
- Miguel zrobisz im kilka zdjęć i wyślesz
mi potem? - krzyknęłam do fotografa pierwszej drużyny.
- Jasne - odpowiedział i wrócił do swojej
pracy.
- Widzę, że masz już pierwszego
podopiecznego - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się.
- Tak, Antoni ma siedem lat.
- Cieszę się, że masz zajęcie - powiedział
Laporta - Rozmawiałem z zarządem. Za tydzień projektant wejdzie do muzeum i
będzie myślał jak wygospodarować miejsce na twój projekt. Nie powinno być
problemu, ostatnio zlikwidowaliśmy jakimś magazyn i tam z pewnością da się to
zrobić.
- Naprawdę? - zapytałam z
niedowierzaniem.
- Jak najbardziej, podoba im się pomysł.
Jak dostanę plany to do ciebie zadzwonię, będziesz mogła wszystko pięknie
rozplanować. Znajdziemy ci odpowiednich ludzi, ale myślę, że to ty powinnaś
wszystkim dowodzić.
- Dziękuje Joan.
- A i zapomniałbym najważniejszego, część
dochodów ze sprzedaży biletów będzie przekazywany na twoją fundacje. Musimy
zorganizować jakoś uroczystość połączenia klubu z twoją fundacją, ale to jakoś
po sezonie zrobimy.
- Jasne, potrzebuje jeszcze trochę czasu.
Toni to taki mały eksperyment. Parę dni temu oglądałam miejsce pod siedzibę
koło Les Corts. Nie jest za duża, ale myślę, że wystarczy. Szukam już ludzi,
odnawiam stare kontakty. W czerwcu powinniśmy już ruszyć.
- Bardzo się cieszę Mila, naprawdę -
powiedział z serdecznym uśmiechem Joan. - Przepraszam cię, ale muszę już wracać
do biura - dodał patrząc na zegarek. Pożegnaliśmy się i Laporta zniknął z
terenu boiska treningowego.
Piłkarz pokopali piłkę z Tonim, porobili
sobie z nim zdjęcia, złożyli autografy na piłce i domowym trykocie Barçy.
Antoni był najszczęśliwszym chłopcem na tym świecie. Gdy żegnał się z
piłkarzami miał łzy w oczach, wiedziałam, że to łzy szczęścia, ale i smutku, że
ten piękny moment dobiega końca. Toni wyściskał wszystkich i przybiegł do do
nas.
- Dziękuje - krzyknął i rzucił mi się w
ramiona. - Babciu Mila jest suuuuper!
- Wiem kochanie, skarb nie dziewczyna -
podeszła do mnie i pocałowała w policzek.
- Przesadzacie, ja tylko porozmawiałam, z
kim trzeba - odpowiedziałam z uśmiechem. - Toni, co powiesz na lody?
- Superrr! Babciu mogę?
- No nie wiem..
- Proooszę - zrobił wielkie oczka i słodką
minkę.
- No dobrze - powiedziała z uśmiechem.
- To zapraszam, chodźcie - powiedziałam i
poszliśmy do samochodu. Przejechaliśmy kilka kilometrów i zatrzymaliśmy się pod
małą kawiarenką w centrum miasta. Niedaleko znajdował się piękny, mały park
oraz śliczny, nowy płac zabaw. Kupiliśmy trzy pucharki lodów z dwiema kulkami
lodów, polewą i owocami. Toni pałaszował deser jak szalony, po chwili krzyczał,
że chce jeszcze dokładkę. Rosa pokręciła tylko głową i poprosiła kelnerkę o
dokładkę. Po chwili w kawiarni pojawił się Jordi, pocałował mnie w policzek i zamówił
porcję śmietankowych. Mały, gdy zorientował się, kto siedzi na przeciwko niego
zrobił wielkie oczy i łyżeczka, którą trzymał w ręce wyleciała mu z niej.
- Jo..jo..jordi?
- Tak kochanie, to Jordi - powiedziałam
spokojnie i wzięłam malucha na kolana.
- Ja chyba jestem w jakiejś bajce! -
krzyknął. - Dzieci w szkole mi nie uwierzą! - dodał, a my zaczęliśmy się
głośnym śmiechem.
Po pysznym deserze poszli na plac zabaw.
Jordi razem z Antonim szaleli na huśtawkach i zjeżdżalni, a ja z Rosą
siedziałam na jednej z ławek. Babcia chłopca nie mogła przestać mi dziękować za
wszystko, co dzisiaj zrobiłam dla jej wnuka.
- Rosa naprawdę nie ma, o czym mówić, to
są moi przyjaciele, a wiem ile dla małego to znaczy. Dlatego to zrobiłam. Mały
wiele już wystarczająco wycierpiał, należy mu się trochę uśmiechu.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną Mila -
wzięła mnie za ręce i mocno ścisnęła. W jej oczach było widać łzy wzruszenia,
niewiarygodne szczęście. Szybko ją przytuliłam i powiedziałam, że wszystko
będzie dobrze.
- Boję się, że pewnego dnia mnie
zabraknie, a on zostanie sam. Nie będzie miał nikogo.
- Nie możesz tak myśleć.
- Ostatnio zrobiłam badania, niektóre
wyniki są złe, znowu się pogorszyło. Jeżeli mi się coś stanie... Łapię każdy
dzień, każdy jego uśmiech, powiedziane słowo czy przytulenie. Chcę żeby
pamiętał, że bardzo go kocham... - powiedziała łamiącym się głosem.
- Wiem, co czujesz.. Gdy Xavi z Joanem
zniknęli z mojego życia nie potrafiłam sobie z tym poradzić, nadal nie umiem.
Kochałam ich najbardziej na świecie i nigdy nie przestanę. Rozumiem cię, tyle
razy żałuję każdej kłótni, złego słowa powiedzianego w złości, czasu, który
poświęciłam meblom, a nie Joanito... Ale chcę pamiętać te dobre chwile, każdy
razem spędzony dzień, każdy uśmiech i pocałunek Xaviego, każde wymówione
'Kocham cię'. Nasze poznanie, ślub, narodziny Joana. Jego pierwszy uśmiech,
krok czy słowo. Takich chcę ich pamiętać, bo byli najwspanialsi na świecie -
mówiłam, a pojedyncze łzy spływały po moich policzkach. - Znajdę dla ciebie
jakiegoś dobrego lekarza, kupimy leki, poradzimy sobie. Toni stracił już wiele,
nie pozwolę żeby stracił też ciebie - powiedziałam i mocno ją
przytuliłam.
- Nie wiem, jakim prawem ktoś tam na górze
określa długość naszego życia, ale wiem, że ty nie zasłużyłaś na taki ból. Jesteś
tak wspaniałą kobietą, że Xavi na pewno był najszczęśliwszym facetem na ziemi
mając ciebie.
- Nigdy nie zapomnę o tym ile mi dał.
Teraz ja mogę oddać to dobro komuś innemu. Pomogę wam, zaopiekuję się
wami, obiecuję.
Nieodmiennie mnie wzruszasz i to jest piękne. Dziękuję ;* I oczywiście czekam na więcej. ;D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Mila jest naprawdę kochaną osobą. Wzruszyłam się kolejny raz. <3
OdpowiedzUsuńMiśka, jeśli uważasz, że ten rozdział jest zły, to się grubo, ale to bardzo grubo mylisz!
OdpowiedzUsuńPłakałam, płaczę i pewnie jeszcze trochę płakać będę, bo piszesz w sposób niesamowity! Te wspomnienia z Xavim, to, jak bardzo go kochała... Nie umiem powstrzymać łez, zresztą nawet nie chcę. Wszystkie uczucia, emocje oddajesz w tak wspaniały sposób, zazdroszczę Ci tego!
Poza tym troszkę za mało Jordiego, ale rozumiem, nie wszystko na raz...
Cholera, tak się wzruszyłam, ze nie umiem Ci wyskrobać nawet sensownego komentarza, choć obiecałam, że taki się tutaj pojawi. Teraz to jestem i szczęśliwa z nawrotu weny jednej z moich ulubionych autorek opowiadań (czytaj Ciebie!) i z tego, że znów ją zawiodłam ;-;
Przepraszam, obiecuję poprawę i czekam na następny, nieważne, kiedy miałby się on pojawić.
Kocham!! ♥
Dobrze, że Mila się pozbierała i postanowiła pomagać innym. Ma olbrzymie i złote serce!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział <3