sobota, 21 listopada 2015

Noveno.


       Następnego dnia wstałam w wyśmienitym humorze. Od dawna nie czułam się tak dobrze. Wczorajsza kolacja u rodziny Pique naładowała mnie niesamowicie pozytywną energią. Miałam zapał do pracy, chęci do życia i uśmiech na twarzy od samego rana. Synkowie Gerarda cały czas chcieli się ze mną bawić, przytulali mnie, dawali buziaki. Przypomniałam sobie wtedy jak cudownie było być matką, mieć małą istotkę koło siebie. Sens, dla którego żyjesz, budzisz się każdego dnia i dajesz najlepsze z możliwych wzorców. Kocham i zawsze będę kochać Xaviego i Joana ponad życie, ale muszę żyć dla nich, dla siebie. Mam cudownych przyjaciół, prace  i cele, do których będę dążyć.
Wzięłam szybki prysznic, założyłam nową malinową koszulę i błękitne spodnie i spojrzałam w lustro. Dawno nie widziałam się w tak żywych kolorach. Uśmiechnęłam się delikatnie i założyłam na wysokie szpilki. Wzięłam kluczyki do samochodu, torebkę i wyszłam z mieszkania. Na dzisiejszy dzień miałam tylko jeden plan, spełnić marzenie małego chłopca. 

     Podjechałam pod starą kamienicę w okolicach centrum Barcelony. Głęboko westchnęłam i weszłam na trzecie piętro budynku. Zapukałam w brązowe, drewniane drzwi i po chwili otworzyła mi je Rosa. Zaskoczona wpuściła mnie do środka i zapytała 
- Milagros, a co ty tu robisz? 
- Zabieram was na wycieczkę. Jest Toni? - zapytałam z uśmiechem. 
- Jestem! - krzyknął rozradowany - Gdzie jedziemy? 
- Niespodzianka. Ale musisz zabrać ze sobą strój Barçy. 
- Daj mi pięć minut, spakuje plecak - powiedział z uśmiechem i zniknął z pokoju. 
- A ja się dowiem gdzie jedziemy? 
- Nie, czekam na was w samochodzie na dole - pocałowałam ją w policzek i wyszłam z mieszkania. 
Podróż zajęła nam mniej więcej dwadzieścia minut, przy wjeździe do ośrodka treningowego pokazałam przepustkę i zaparkowałam na wolnym miejscu. Wsiadłam z samochodu i pomogłam wyjść z niego Rosie oraz Toniemu i z szerokim uśmiechem zakomunikowałam, że jesteśmy na miejscu. Antoni rozglądał się cały czas wokół siebie, jego oczy przybrały postać pięciozłotówek.
- Co my tu robimy? - zapytała cicho Rosa. 
- Spełniamy marzenia Toniego - powiedziałam. Chwyciłam małego za rękę i ruszyłam w kierunku wejścia na boisko. Po wczorajszym wieczorze miałam już wszystko obgadamy z chłopakami, to miał być dla Toniego niezapomniany czas. Weszliśmy po schodkach na trybuny i usiedliśmy na granatowych krzesełkach. Chłopaki właśnie kończyli trening, zebrali się w dwóch grupkach i zaczęli grać w dziada. Antoni cały czas powtarzał pod nosem nazwiska piłkarzy. Rosa cały czas patrzyła na mnie z wielką wdzięcznością. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam, że jestem po coś na tym świecie. Lucho pożegnał się z chłopakami i życzył im miłego popołudnia. Rozpromieniony jak zawsze Pique podbiegł do trybun i zawołał
- Cześć Toni, chcesz z nami zagrać? 
- Skąd on wie jak ja mam na imię? - zapytał cicho. - Babciu nie budź mnie z tego snu, proszę. 
- To nie jest sen słoneczko - podeszła do niego Rosa i wzięła na ręce. - To co, biegniesz do nich? 
- Pewnie! - krzyknął i zbiegł do Gerarda. Piłkarz się do mnie uśmiechnął, chwycił Toniego za rękę i zaprowadził do grupy piłkarzy. Mały przywitał się z wszystkimi piłkarzami, a po chwili został na boisku z Jordim, Andresem, Leo, Luisem, Neyem, Ivanem i Danim, ponieważ reszta musiała iść jeszcze do fizjoterapeutów albo na siłownie. 
- Miguel zrobisz im kilka zdjęć i wyślesz mi potem? - krzyknęłam do fotografa pierwszej drużyny. 
- Jasne - odpowiedział i wrócił do swojej pracy. 
- Widzę, że masz już pierwszego podopiecznego - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się. 
- Tak, Antoni ma siedem lat. 
- Cieszę się, że masz zajęcie - powiedział Laporta - Rozmawiałem z zarządem. Za tydzień projektant wejdzie do muzeum i będzie myślał jak wygospodarować miejsce na twój projekt. Nie powinno być problemu, ostatnio zlikwidowaliśmy jakimś magazyn i tam z pewnością da się to zrobić. 
- Naprawdę? - zapytałam z niedowierzaniem. 
- Jak najbardziej, podoba im się pomysł. Jak dostanę plany to do ciebie zadzwonię, będziesz mogła wszystko pięknie rozplanować. Znajdziemy ci odpowiednich ludzi, ale myślę, że to ty powinnaś wszystkim dowodzić. 
- Dziękuje Joan.
- A i zapomniałbym najważniejszego, część dochodów ze sprzedaży biletów będzie przekazywany na twoją fundacje. Musimy zorganizować jakoś uroczystość połączenia klubu z twoją fundacją, ale to jakoś po sezonie zrobimy.
- Jasne, potrzebuje jeszcze trochę czasu. Toni to taki mały eksperyment. Parę dni temu oglądałam miejsce pod siedzibę koło Les Corts. Nie jest za duża, ale myślę, że wystarczy. Szukam już ludzi, odnawiam stare kontakty. W czerwcu powinniśmy już ruszyć. 
- Bardzo się cieszę Mila, naprawdę - powiedział z serdecznym uśmiechem Joan. - Przepraszam cię, ale muszę już wracać do biura - dodał patrząc na zegarek. Pożegnaliśmy się i Laporta zniknął z terenu boiska treningowego. 
Piłkarz pokopali piłkę z Tonim, porobili sobie z nim zdjęcia, złożyli autografy na piłce i domowym trykocie Barçy. Antoni był najszczęśliwszym chłopcem na tym świecie. Gdy żegnał się z piłkarzami miał łzy w oczach, wiedziałam, że to łzy szczęścia, ale i smutku, że ten piękny moment dobiega końca. Toni wyściskał wszystkich i przybiegł do do nas. 
- Dziękuje - krzyknął i rzucił mi się w ramiona. - Babciu Mila jest suuuuper! 
- Wiem kochanie, skarb nie dziewczyna - podeszła do mnie i pocałowała w policzek. 
- Przesadzacie, ja tylko porozmawiałam, z kim trzeba - odpowiedziałam z uśmiechem. - Toni, co powiesz na lody? 
- Superrr! Babciu mogę? 
- No nie wiem.. 
- Proooszę - zrobił wielkie oczka i słodką minkę.
- No dobrze - powiedziała z uśmiechem.
- To zapraszam, chodźcie - powiedziałam i poszliśmy do samochodu. Przejechaliśmy kilka kilometrów i zatrzymaliśmy się pod małą kawiarenką w centrum miasta. Niedaleko znajdował się piękny, mały park oraz śliczny, nowy płac zabaw. Kupiliśmy trzy pucharki lodów z dwiema kulkami lodów, polewą i owocami. Toni pałaszował deser jak szalony, po chwili krzyczał, że chce jeszcze dokładkę. Rosa pokręciła tylko głową i poprosiła kelnerkę o dokładkę. Po chwili w kawiarni pojawił się Jordi, pocałował mnie w policzek i zamówił porcję śmietankowych. Mały, gdy zorientował się, kto siedzi na przeciwko niego zrobił wielkie oczy i łyżeczka, którą trzymał w ręce wyleciała mu z niej. 
- Jo..jo..jordi? 
- Tak kochanie, to Jordi - powiedziałam spokojnie i wzięłam malucha na kolana. 
- Ja chyba jestem w jakiejś bajce! - krzyknął. - Dzieci w szkole mi nie uwierzą! - dodał, a my zaczęliśmy się głośnym śmiechem. 
Po pysznym deserze poszli na plac zabaw. Jordi razem z Antonim szaleli na huśtawkach i zjeżdżalni, a ja z Rosą siedziałam na jednej z ławek. Babcia chłopca nie mogła przestać mi dziękować za wszystko, co dzisiaj zrobiłam dla jej wnuka. 
- Rosa naprawdę nie ma, o czym mówić, to są moi przyjaciele, a wiem ile dla małego to znaczy. Dlatego to zrobiłam. Mały wiele już wystarczająco wycierpiał, należy mu się trochę uśmiechu.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną Mila - wzięła mnie za ręce i mocno ścisnęła. W jej oczach było widać łzy wzruszenia, niewiarygodne szczęście. Szybko ją przytuliłam i powiedziałam, że wszystko będzie dobrze. 
- Boję się, że pewnego dnia mnie zabraknie, a on zostanie sam. Nie będzie miał nikogo. 
- Nie możesz tak myśleć. 
- Ostatnio zrobiłam badania, niektóre wyniki są złe, znowu się pogorszyło. Jeżeli mi się coś stanie... Łapię każdy dzień, każdy jego uśmiech, powiedziane słowo czy przytulenie. Chcę żeby pamiętał, że bardzo go kocham... - powiedziała łamiącym się głosem. 
- Wiem, co czujesz.. Gdy Xavi z Joanem zniknęli z mojego życia nie potrafiłam sobie z tym poradzić, nadal nie umiem. Kochałam ich najbardziej na świecie i nigdy nie przestanę. Rozumiem cię, tyle razy żałuję każdej kłótni, złego słowa powiedzianego w złości, czasu, który poświęciłam meblom, a nie Joanito... Ale chcę pamiętać te dobre chwile, każdy razem spędzony dzień, każdy uśmiech i pocałunek Xaviego, każde wymówione 'Kocham cię'. Nasze poznanie, ślub, narodziny Joana. Jego pierwszy uśmiech, krok czy słowo. Takich chcę ich pamiętać, bo byli najwspanialsi na świecie - mówiłam, a pojedyncze łzy spływały po moich policzkach. - Znajdę dla ciebie jakiegoś dobrego lekarza, kupimy leki, poradzimy sobie. Toni stracił już wiele, nie pozwolę żeby stracił też ciebie - powiedziałam i mocno ją przytuliłam. 
- Nie wiem, jakim prawem ktoś tam na górze określa długość naszego życia, ale wiem, że ty nie zasłużyłaś na taki ból. Jesteś tak wspaniałą kobietą, że Xavi na pewno był najszczęśliwszym facetem na ziemi mając ciebie. 
- Nigdy nie zapomnę o tym ile mi dał. Teraz ja mogę oddać to dobro komuś innemu. Pomogę wam, zaopiekuję się wami, obiecuję.





4 komentarze:

  1. Nieodmiennie mnie wzruszasz i to jest piękne. Dziękuję ;* I oczywiście czekam na więcej. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział. Mila jest naprawdę kochaną osobą. Wzruszyłam się kolejny raz. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Miśka, jeśli uważasz, że ten rozdział jest zły, to się grubo, ale to bardzo grubo mylisz!

    Płakałam, płaczę i pewnie jeszcze trochę płakać będę, bo piszesz w sposób niesamowity! Te wspomnienia z Xavim, to, jak bardzo go kochała... Nie umiem powstrzymać łez, zresztą nawet nie chcę. Wszystkie uczucia, emocje oddajesz w tak wspaniały sposób, zazdroszczę Ci tego!

    Poza tym troszkę za mało Jordiego, ale rozumiem, nie wszystko na raz...

    Cholera, tak się wzruszyłam, ze nie umiem Ci wyskrobać nawet sensownego komentarza, choć obiecałam, że taki się tutaj pojawi. Teraz to jestem i szczęśliwa z nawrotu weny jednej z moich ulubionych autorek opowiadań (czytaj Ciebie!) i z tego, że znów ją zawiodłam ;-;

    Przepraszam, obiecuję poprawę i czekam na następny, nieważne, kiedy miałby się on pojawić.

    Kocham!! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Mila się pozbierała i postanowiła pomagać innym. Ma olbrzymie i złote serce!
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Switch