No sé si pensar si eres el ángel que cuida mi camino
No sé si pensar si merezco todo este cariño
Que has visto en mi?
Que me regalas tu verdad y tu cielo,
Que me regalas tu verdad y tu cielo,
Que en esta vida ya no quiero otros besos
Y cada día tú me das tu total!
26 września 2008r.
Wszedłem do małej kawiarenki w centrum
miasta. Przez duże okna wpadało piękne, wiosenne słońce, które dodawało temu
miejscu wyjątkowy klimat. Uwielbiałem takie miejsca, panowała w nich zawsze
taka przyjazna atmosfera, można było z każdym pogadać, poczytać ze spokojem
gazetę czy po prostu delektować się dobrą kawą. Zamówiłem cappuccino i
rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przy jednym z okien siedziała drobna
brunetka, była sama wiec postanowiłem, że do niej zagadam, a co mi
szkodzi.
- Dzień dobry, wolne? - zapytałem i
wskazałem na krzesło na przeciwko niej.
- W sumie tak, przyjaciółka właśnie mi
napisała, że nie przyjdzie. - spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami, które
w tym świetle wyglądały niemal jak świeża trawa.
- Xavier jestem. - podałem jej rękę i usiadłem
na drewnianym krześle.
- Milagros. Poczekaj zrobię tu miejsce, bo
rozwaliłam się na całym stole. - delikatnie się zaśmiała i zaczęła zbierać
kartki. Wziąłem jedną do ręki i jej ją podałem. Spojrzałem na zawartość i
zrobiłem lekko zdziwioną minę.
- Meble?
- Tak, projektuje je. Właśnie robię
projekty na prace zaliczeniową na koniec kursu.
- Nieźle. Jaki kurs?
- Projektowanie nowych mebli na wzór
starych, antycznych. Na przykład takie. - podała mi kilka kartek, które po
chwili przejrzałem. Były naprawdę dobre.
- To mi się podoba. - powiedziałem zgodnie
z prawdą i pokazałem jej. Ciemna szafka o nieregularnym kształcie z kolorowymi
szufladkami. - Zrobisz mi taką? Chciałem remont w sypialni zrobić.
- Jak dorobię się wreszcie swojej pracowni
to tak. Dużo z tym zachodu. Trzeba znaleźć odpowiednio naświetlone
pomieszczenie, najlepiej na jakimś poddaszu. Takie mi się marzy. Wielkie stare
okna dachowe, z których jest wyjście na dach. Białe odrapane ściany a na środku
duży stół, na którym mogłabym szlifować, piłować i malować meble. Za dużo
gadam, przepraszam.
- Nie mówisz za wiele, to wszystko jest
naprawdę bardzo ciekawe. Intrygujesz mnie. Dlaczego meble? Dlaczego nie ciuchy,
buty, biżuteria? Coś bardziej kobiecego.
- Uważasz, że meble nie są kobiece?
- Nie to chciałem powiedzieć. Po prostu..
- ale wtopa, zabrzmiało beznadziejnie. Lekko zakłopotany podrapałem się po
krótkich ciemnych włosach.
- przy ciuchach i butach trzeba się znać
na materiałach, przy biżuterii na metalach i kamieniach szlachetnych to nie
koja bajka. Zawsze lubiłam drewno. Gdy mieszkałam w Szwajcarii mieliśmy domek w
górach, do którego jeździliśmy zimną. Trzeba było samemu zebrać drewno, porąbać
je, wysuszyć. Kręciło mnie to. Chciałam wiedzieć, które drzewo ma większa
wilgotność, które się lepiej pali. No nie patrz tak na mnie, to jest naprawdę
ciekawe.
- Uwierzę na słowo. - odpowiedziałem ze
śmiechem.
- A ty, czym się zajmujesz? - zapytała i
się słodko uśmiechnęła.
- Jestem piłkarzem.
- Racja. Teraz jak patrzę to coś kojarzę.
Grasz w Barcelonie prawda?
- Tak.
- uff. To dobrze, już się bałam, że będzie
wtopa. Piłką nożną jakoś nigdy się za bardzo nie interesowałam. Może, dlatego
że całe dzieciństwo mieszkałam poza Katalonią, Hiszpanią.
- Gdzie byłaś w tym czasie? - ta
dziewczyna strasznie mnie zaintrygowała. Miała w sobie coś, co powodowało, że
chciałem wiedzieć o niej wszystko.
- Wszędzie. A tak na serio to
najpierw Belgia, potem Szwajcaria, a następnie Francja, Paryż. Tam tak naprawdę
podjęłam decyzje o tym, że chcę projektować. Nosiło mnie trochę po tej Europie.
Ale na studia wróciłam i na razie się nigdzie nie wybieram. Podoba mi się
tu.
- Mnie też, dlatego też wszystkie oferty z
innych klubów od razu lądują w koszu. Kocham to miasto, ten klub, tych ludzi,
tu mam rodzinę i cudownych przyjaciół. Których nie zamieniłbym na żadnych
innych.
- Ja w sumie nie mam tu nikogo. Rodzice
wrócili do Szwajcarii, siostra z mężem została w Paryżu. Kilku znajomych z
kursu jedynie, ale to wiesz, nie zanosi się na jakąś wielką przyjaźń.
- Jeszcze poznasz ludzi, którzy będą w
stanie rzucić się za tobą w ogień. - delikatnie się uśmiechnęła i spojrzała na
zegarek.
- Ale się późno zrobiło, przepraszam cię,
ale muszę już iść. - włożyła wszystkie teczki do dużej, brązowej torebki i
wyciągnęła z niej portfel.
- Zostaw ja zapłacę. - powiedziałem z
uśmiechem.
- Nie musisz.
- Ale chcę.
- No dobrze, dziękuje. - słodko się
uśmiechnęła i wstała. - Miło było cie poznać Xavi.
- Ciebie tez, spotkamy się jeszcze? -
zapytałem z nadzieją. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że miałoby to być nasze
ostatnie spotkanie.
- Będę tu jutro o tej samej porze. Do
zobaczenia. - uśmiechnęła się i wyszła z kawiarni.
Cały wieczór nie mogłem przestać o niej
myśleć, jej promienny uśmiech cały czas pojawiał mi się przed oczami. Była niesamowita!
Bardzo bym chciał poznać ją lepiej, dowiedzieć się czegoś więcej o niej i o jej
pasji. Muszę jutro być w tej kawiarni, nie mogę przegapić takiej okazji.
***
Czytając zapiski Xaviego nie mogłam
przestać płakać. Nigdy nie wiedziałam, że Hernandez pisze pamiętnik. Nawet o
tym nie pomyślałam.
- Pamiętam ten dzień doskonale, byłam w
Barcelonie sama, nie znałam prawie nikogo i wtedy pojawił się on. Z ciemnymi
włosami postawionymi na żel, z ciemnymi oczami niczym smoła i szerokim
uśmiechem. Mogę śmiało powiedzieć, że od razu mi się spodobał. Cieszyłam się
wizją spotkania go jeszcze raz. Miał w sobie to coś. Niestety troszkę się
przełączyłam.
- Jak to? Nigdy mi nie powiedzieliście jak
się poznaliście. Nie było tak idealnie od połączyli? - zapytał siedzący obok
mnie Jordi i zrobił łyk kawy.
- Oj nie. - delikatnie się uśmiechnęłam -
Przyszłam punktualnie, usiadłam przy tym samym stoliku, zamówiłam mrożoną moche
i czekałam, czekam i po półtorej godzinie siedzenia w kawiarni wściekła z niej
wyszłam. - wzięłam do ręki pamiętnik i zaczęłam dalej czytać.
Szykowałem się do wyjścia, założyłem nową
koszulkę, na nadgarstek zegarek a szyję spryskałem ulubionymi perfumami. Byłem
już prawie gotowy, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i
odebrałem.
- Braciszku potrzebuje twojej pomocy, i to
już. - powiedziała błagalnie Adriana.
- Młoda nie mam czasu, zadzwoń do Alexa
albo Oscara.
- Oscar nie odbiera, a Alex jest w
Madrycie. Ja naprawdę cię potrzebuję Xavi.
- No dobra mów, co się dzieje.
- Złamałam nogę chyba, musisz mnie zawiść
do szpitala.
- Co zrobiłaś? - zapytałem z
niedowierzaniem.
- Spadłam ze schodów no.. Nie mogę nią
ruszać i strasznie mnie boli.
- Uduszę cie. Będę za 40 minut, wytrzymaj
jakoś.
- Kocham cie braciszku. - cmoknęła w słuchawkę
i się rozłączyła. Niezadowolony pokręciłem głową i spojrzałem na zegarek.
Wściekły przekląłem w duch. Za półtorej godziny miałem być w kawiarni, teraz na
pewno nie zdążę. Droga do Terrasy zajęła mi więcej niż zakładałem. W miejscowości,
w której spędziłem całe dzieciństwo byłem po około godzinie, wszystko przez te
pieprzone korki. Zabrałem Adrianę do szpitala gdzie wykryli złamanie kości
piszczelowej. Moja siostrzyczka jest po prostu genialna. Byście ją wtedy
widzieli, cała rozbawiona, bo wreszcie będziemy mogli podpisać się na jej
gipsie. Czasami się zastanawiam skąd rodzice ją wzięli. Po wyjściu ze szpitala
odwiozłem Adri do domu i pomogłem jej w nim nieco ogarnąć.
- Będę uciekał, nie wywiń nic więcej
błagam.
- Dobrze braciszku, ale powiedz mi, gdzie
ty się tak spieszysz?
- Randkę mam, w sumie miałem, bo teraz na
pewno nie zdążę. - poprawiłem się spoglądając na zegarek.
- To zadzwoń do niej geniuszu.
- Nie mam jej numeru mądralo.
- Jak to możliwe?
- Długa historia, może kiedyś ci opowiem.
I następnym razem jak będziesz coś sobie łamać to najlepiej jak Alex z Oscarem
będą w mieście. Może wtedy nie przegapię kobiety mojego życia. Pa siostra. -
cmoknąłem ją w policzek i jak strzała wyszedłem z mieszkania. Do Barcelony
jechałem jak szalony. Byłem potwornie spóźniony, ale miałem nadzieje, że
Milagros jest jeszcze w kawiarni. Z ponad godzinnym opóźnieniem wpadłem do niej
i zacząłem rozglądać się po całym pomieszczeniu. Niestety nie mogłem jej
dostrzec.
- Przepraszam. Widział pan brunetkę, z
zielonymi oczami. Wczoraj z nią siedziałem przy tamtym stoliku. - zapytałem
kelnera.
- Była tu, siedziała ponad godzinę. Wyszła
jakieś dziesięć minut temu.
- Cholera. - zakląłem pod nosem - Okej
dziękuje.
- Poszła w prawo. - krótko się uśmiechnął
i wrócił do wycierania szklanek. Nie miałem lepszego pomysłu niż ruszenie za
nią. Wiem, że dziesięć minut to sporo czasu, niedaleko jest metro mogła już
pojechać, ale musiałem spróbować. Tak jak kelner powiedział skręciłem w prawo i
pobiegłem przed siebie. Po chwili znalazłem się na skrzyżowaniu. Po krótkim
namyśle pobiegłem prosto, a potem skręciłem w lewo. Przede mną znajdowało się
wejście do metra. Nie zważając na tłumy zszedłem w dół. Przed oczami mignęła mi
znajoma postać.
- Milagros? - krzyknąłem, lecz nikt nie
zareagował. Dziewczyna przeszła przez bramki a ja się od nich odbiłem. No tak,
nie miałem biletu. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem automat. Podbiegłem
tam, wygrzebałem z portfela jakieś drobniaki i kupiłem bilet na jeden przejazd.
Udało mi się przejść! Pokonałem kolejne schody w dół i zobaczyłem jak Hiszpanka
wchodzi do pociągu. Przepchnąłem się przez grupę turystów żeby zdążyć. Niestety
przed samym nosem drzwi mi się zamknęły. Uderzyłem ręką w szybę, spojrzałem do środka
i wzrok Milagros spotkał się z moim. Dziewczyna pokręciła głową i pociąg
odjechał. Zakląłem w duchu i kopnąłem leżący koło mnie papierek. Adriana uduszę
cię, pomyślałem i zrezygnowany cofnąłem się do kawiarni gdzie zostawiłem swój
samochód.
***
- Pamiętam, jaka byłam tamtego dnia
wściekła, czekałam na niego jak głupia. Minuty mijały a jego nie było. Czułam
się jak idiotka. Gdy zobaczyłam go w tym metrze serce zabiło mi mocniej. Nie
wiem czy z radości czy może jednak wściekłości.
- Nie wiem czy się zacząć śmiać czy płakać
przez te zbiegu okoliczności. Musiałaś iść bardzo powoli na to metro. - zaśmiał
się i po chwili oberwał poduszką.
- Myślałam, że to spotkanie było naszym
ostatnim no, bo przecież nie mieliśmy swoich numerów, nie wiedzieliśmy o sobie
tak naprawdę nic. Jednak los postanowił postawić Xaviera na mojej drodze
jeszcze raz. - delikatnie się uśmiechnęłam i zamknęłam pamiętnik - Wracałam
z ostatniego egzaminów, świeciło piękne słońce, wiał delikatny wiaterek. Nic
nie wskazywało na początek października. Byłam strasznie zadowolona, zdałam
wszystko na piątkę i mogłam szukać firmy, która mnie przyjmie. Usiadłam na
ławeczce pod drzewem i zamknęłam oczy łapiąc ostatnie promienie słoneczne tego
roku.
- Milagros? - usłyszałam charakterystyczny
głos. Podniosłam powieki i zobaczyłam stojącego nade mną Xaviera.
- Nie, a nawet nieśli to nie chcę z tobą
rozmawiać.
- Przepraszam, wiem, że nawaliłem. Ale to
nie moja wina. Brzmi to źle, ale to prawda.
- Nie musisz się tłumaczyć, nie obchodzi
mnie to. - gotowało się we mnie, chciałam jak najszybciej stamtąd iść. Jednak
coś kazało mi zostać.
- Moja siostra złamała nogę, musiałem do
niej jechać. Chciałem zadzwonić, ale nie miałem jak. Naprawdę nie chciałem się
spóźnić. Przepraszam. - głęboko westchnął i usiadł obok mnie.
- Mam ci tak po prostu uwierzyć?
- Bardzo bym tego chciał. Mogę ci to
udowodnić, Adriana nadal leży i się ruszać nie może. - powiedział i zadzwonił
jego telefon. - O wilku mowa, przepraszam na chwilę.
Serce podpowiadało mi, że mam zostać, przyjąć
jego przeprosiny i rozpocząć tą znajomość jeszcze raz, bo czułam, że może ona
mieć wspaniałe skutki.
- Nie pomyliłaś się, byliście naprawdę
przepiękną parą. - skomentował Jordi.
- Wiem. - odpowiedziałam cicho i spuściłam
wzrok. - Czasami się zastanawiam, co by się stało jakbym mu nie dała drugiej
szansy. Gdzie bym teraz była, co robiła? Nigdy się tego nie dowiem, ale nie
żałuję. Xavier był najlepszym, co mnie w życiu spotkało, nie zamieniłabym lat z
nim spędzonych na żadne inne.
- Ja też, był najlepszym przyjacielem.
Dzięki niemu wróciłem do Barcelony, dzięki niemu mogę być tu gdzie jestem.
Gdyby nie on nigdy bym cię nie poznał, a to byłaby okropna strata.
- Wcale, że nie. Jestem paskudną
przyjaciółką, tylko się nad sobą użalam i nie chcę zacząć żyć na nowo.
- Bzdury opowiadasz, jeszcze wrócisz do
życia. Wiem to, bo jesteś zbyt cudowna żeby tak przeżyć kolejne lata. Czas
żałoby się skończył Mila, on chciałby żeby wszystko wróciło do normy. - objął
mnie i mocno przytulił. - Jesteś już na to gotowa. - szepnął mi do ucha i
przegarnął niesforny kosmyk moich włosów. Może Jordi ma racje, ale boję się, że
gdy zacznę wszystko od początku po pewnym czasie zapomnę o Xavim, a ja nie chcę
o nim zapominać....
Do następnego,
Ines ;*
Cudeńko <3
OdpowiedzUsuńciekawe czy znajdzie jeszcze coś ciekawego w pamiętniku Xaviego :)
OdpowiedzUsuńA ja czekam na to, kiedy Jordi pomoże się pozbierać naszej bohaterce i może coś między nimi zaiskrzy? ;)
OdpowiedzUsuńNo, nie co za opowiadanie?! Wyciskacz łez :( mój kochany Xavi :(:(:( czekam na monet kiedy Jordi zacznie działać, może się wtedy weselej tu zrobi. Zapraszam do siebie i informuj mnie proszę o nowościach
OdpowiedzUsuńhttp://contigo-me-soy-libre.blogspot.com/
Rozdziału cudowny! Bardzo mi się podoba to jak odpisałaś ich spotkanie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Jordi tak ją wspiera :)
Czekam na następny, czekam na informację jak tylko się pojawi :)
Pozdrawiam,
Ana :)
Strasznie mi się podoba ten rozdział, ten fragment pamiętnika... :) Mam nadzieję, że dodasz jeszcze parę opisów przeszłości Milagros i Xaviera, by przybliżyć nie tylko dzień ich poznania, ale również inne dni. Czekam na następny, buziaki kochana :*
OdpowiedzUsuńkocham ten pamiętnik!
OdpowiedzUsuńchciałabym wiedzieć jeszcze więcej z jego przeszłości, na przykład o małym, mm
czekam na kolejny!
Historia ich znajomości jest świetna. Fragment pamiętnika i wspomnienia, naprawdę urocze.
OdpowiedzUsuń