piątek, 8 maja 2015

Cuarto.


No sé si pensar si eres el ángel que cuida mi camino
No sé si pensar si merezco todo este cariño
Que has visto en mi?
Que me regalas tu verdad y tu cielo,
Que en esta vida ya no quiero otros besos 
Y cada día tú me das tu total!

26 września 2008r. 

Wszedłem do małej kawiarenki w centrum miasta. Przez duże okna wpadało piękne, wiosenne słońce, które dodawało temu miejscu wyjątkowy klimat. Uwielbiałem takie miejsca, panowała w nich zawsze taka przyjazna atmosfera, można było z każdym pogadać, poczytać ze spokojem gazetę czy po prostu delektować się dobrą kawą. Zamówiłem cappuccino i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przy jednym z okien siedziała drobna brunetka, była sama wiec postanowiłem, że do niej zagadam, a co mi szkodzi. 
- Dzień dobry, wolne? - zapytałem i wskazałem na krzesło na przeciwko niej. 
- W sumie tak, przyjaciółka właśnie mi napisała, że nie przyjdzie. - spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami, które w tym świetle wyglądały niemal jak świeża trawa. 
- Xavier jestem. - podałem jej rękę i usiadłem na drewnianym krześle. 
- Milagros. Poczekaj zrobię tu miejsce, bo rozwaliłam się na całym stole. - delikatnie się zaśmiała i zaczęła zbierać kartki. Wziąłem jedną do ręki i jej ją podałem. Spojrzałem na zawartość i zrobiłem lekko zdziwioną minę. 
- Meble? 
- Tak, projektuje je. Właśnie robię projekty na prace zaliczeniową na koniec kursu. 
- Nieźle. Jaki kurs?
- Projektowanie nowych mebli na wzór starych, antycznych. Na przykład takie. - podała mi kilka kartek, które po chwili przejrzałem. Były naprawdę dobre. 
- To mi się podoba. - powiedziałem zgodnie z prawdą i pokazałem jej. Ciemna szafka o nieregularnym kształcie z kolorowymi szufladkami. - Zrobisz mi taką? Chciałem remont w sypialni zrobić. 
- Jak dorobię się wreszcie swojej pracowni to tak. Dużo z tym zachodu. Trzeba znaleźć odpowiednio naświetlone pomieszczenie, najlepiej na jakimś poddaszu. Takie mi się marzy. Wielkie stare okna dachowe, z których jest wyjście na dach. Białe odrapane ściany a na środku duży stół, na którym mogłabym szlifować, piłować i malować meble. Za dużo gadam, przepraszam. 
- Nie mówisz za wiele, to wszystko jest naprawdę bardzo ciekawe. Intrygujesz mnie. Dlaczego meble? Dlaczego nie ciuchy, buty, biżuteria? Coś bardziej kobiecego.
- Uważasz, że meble nie są kobiece? 
- Nie to chciałem powiedzieć. Po prostu.. - ale wtopa, zabrzmiało beznadziejnie. Lekko zakłopotany podrapałem się po krótkich ciemnych włosach. 
- przy ciuchach i butach trzeba się znać na materiałach, przy biżuterii na metalach i kamieniach szlachetnych to nie koja bajka. Zawsze lubiłam drewno. Gdy mieszkałam w Szwajcarii mieliśmy domek w górach, do którego jeździliśmy zimną. Trzeba było samemu zebrać drewno, porąbać je, wysuszyć. Kręciło mnie to. Chciałam wiedzieć, które drzewo ma większa wilgotność, które się lepiej pali. No nie patrz tak na mnie, to jest naprawdę ciekawe. 
- Uwierzę na słowo. - odpowiedziałem ze śmiechem. 
- A ty, czym się zajmujesz? - zapytała i się słodko uśmiechnęła.
- Jestem piłkarzem.
- Racja. Teraz jak patrzę to coś kojarzę. Grasz w Barcelonie prawda? 
- Tak. 
- uff. To dobrze, już się bałam, że będzie wtopa. Piłką nożną jakoś nigdy się za bardzo nie interesowałam. Może, dlatego że całe dzieciństwo mieszkałam poza Katalonią, Hiszpanią. 
- Gdzie byłaś w tym czasie? - ta dziewczyna strasznie mnie zaintrygowała. Miała w sobie coś, co powodowało, że chciałem wiedzieć o niej wszystko. 
 - Wszędzie. A tak na serio to najpierw Belgia, potem Szwajcaria, a następnie Francja, Paryż. Tam tak naprawdę podjęłam decyzje o tym, że chcę projektować. Nosiło mnie trochę po tej Europie. Ale na studia wróciłam i na razie się nigdzie nie wybieram. Podoba mi się tu. 
- Mnie też, dlatego też wszystkie oferty z innych klubów od razu lądują w koszu. Kocham to miasto, ten klub, tych ludzi, tu mam rodzinę i cudownych przyjaciół. Których nie zamieniłbym na żadnych innych. 
- Ja w sumie nie mam tu nikogo. Rodzice wrócili do Szwajcarii, siostra z mężem została w Paryżu. Kilku znajomych z kursu jedynie, ale to wiesz, nie zanosi się na jakąś wielką przyjaźń. 
- Jeszcze poznasz ludzi, którzy będą w stanie rzucić się za tobą w ogień. - delikatnie się uśmiechnęła i spojrzała na zegarek. 
- Ale się późno zrobiło, przepraszam cię, ale muszę już iść. - włożyła wszystkie teczki do dużej, brązowej torebki i wyciągnęła z niej portfel. 
- Zostaw ja zapłacę. - powiedziałem z uśmiechem. 
- Nie musisz.
- Ale chcę. 
- No dobrze, dziękuje. - słodko się uśmiechnęła i wstała. - Miło było cie poznać Xavi. 
- Ciebie tez, spotkamy się jeszcze? - zapytałem z nadzieją. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że miałoby to być nasze ostatnie spotkanie. 
- Będę tu jutro o tej samej porze. Do zobaczenia. - uśmiechnęła się i wyszła z kawiarni. 

Cały wieczór nie mogłem przestać o niej myśleć, jej promienny uśmiech cały czas pojawiał mi się przed oczami. Była niesamowita! Bardzo bym chciał poznać ją lepiej, dowiedzieć się czegoś więcej o niej i o jej pasji. Muszę jutro być w tej kawiarni, nie mogę przegapić takiej okazji. 

*** 

Czytając zapiski Xaviego nie mogłam przestać płakać. Nigdy nie wiedziałam, że Hernandez pisze pamiętnik. Nawet o tym nie pomyślałam. 
- Pamiętam ten dzień doskonale, byłam w Barcelonie sama, nie znałam prawie nikogo i wtedy pojawił się on. Z ciemnymi włosami postawionymi na żel, z ciemnymi oczami niczym smoła i szerokim uśmiechem. Mogę śmiało powiedzieć, że od razu mi się spodobał. Cieszyłam się wizją spotkania go jeszcze raz. Miał w sobie to coś. Niestety troszkę się przełączyłam. 
- Jak to? Nigdy mi nie powiedzieliście jak się poznaliście. Nie było tak idealnie od połączyli? - zapytał siedzący obok mnie Jordi i zrobił łyk kawy. 
- Oj nie. - delikatnie się uśmiechnęłam - Przyszłam punktualnie, usiadłam przy tym samym stoliku, zamówiłam mrożoną moche i czekałam, czekam i po półtorej godzinie siedzenia w kawiarni wściekła z niej wyszłam. - wzięłam do ręki pamiętnik i zaczęłam dalej czytać. 

Szykowałem się do wyjścia, założyłem nową koszulkę, na nadgarstek zegarek a szyję spryskałem ulubionymi perfumami. Byłem już prawie gotowy, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i odebrałem. 
- Braciszku potrzebuje twojej pomocy, i to już. - powiedziała błagalnie Adriana.
- Młoda nie mam czasu, zadzwoń do Alexa albo Oscara. 
- Oscar nie odbiera, a Alex jest w Madrycie. Ja naprawdę cię potrzebuję Xavi. 
- No dobra mów, co się dzieje. 
- Złamałam nogę chyba, musisz mnie zawiść do szpitala.
- Co zrobiłaś? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Spadłam ze schodów no.. Nie mogę nią ruszać i strasznie mnie boli.  
- Uduszę cie. Będę za 40 minut, wytrzymaj jakoś. 
- Kocham cie braciszku. - cmoknęła w słuchawkę i się rozłączyła. Niezadowolony pokręciłem głową i spojrzałem na zegarek. Wściekły przekląłem w duch. Za półtorej godziny miałem być w kawiarni, teraz na pewno nie zdążę. Droga do Terrasy zajęła mi więcej niż zakładałem. W miejscowości, w której spędziłem całe dzieciństwo byłem po około godzinie, wszystko przez te pieprzone korki. Zabrałem Adrianę do szpitala gdzie wykryli złamanie kości piszczelowej. Moja siostrzyczka jest po prostu genialna. Byście ją wtedy widzieli, cała rozbawiona, bo wreszcie będziemy mogli podpisać się na jej gipsie. Czasami się zastanawiam skąd rodzice ją wzięli. Po wyjściu ze szpitala odwiozłem Adri do domu i pomogłem jej w nim nieco ogarnąć. 
- Będę uciekał, nie wywiń nic więcej błagam.
- Dobrze braciszku, ale powiedz mi, gdzie ty się tak spieszysz? 
- Randkę mam, w sumie miałem, bo teraz na pewno nie zdążę. - poprawiłem się spoglądając na zegarek. 
- To zadzwoń do niej geniuszu. 
- Nie mam jej numeru mądralo.  
- Jak to możliwe? 
- Długa historia, może kiedyś ci opowiem. I następnym razem jak będziesz coś sobie łamać to najlepiej jak Alex z Oscarem będą w mieście. Może wtedy nie przegapię kobiety mojego życia. Pa siostra. - cmoknąłem ją w policzek i jak strzała wyszedłem z mieszkania. Do Barcelony jechałem jak szalony. Byłem potwornie spóźniony, ale miałem nadzieje, że Milagros jest jeszcze w kawiarni. Z ponad godzinnym opóźnieniem wpadłem do niej i zacząłem rozglądać się po całym pomieszczeniu. Niestety nie mogłem jej dostrzec. 
- Przepraszam. Widział pan brunetkę, z zielonymi oczami. Wczoraj z nią siedziałem przy tamtym stoliku. - zapytałem kelnera. 
- Była tu, siedziała ponad godzinę. Wyszła jakieś dziesięć minut temu. 
- Cholera. - zakląłem pod nosem - Okej dziękuje. 
- Poszła w prawo. - krótko się uśmiechnął i wrócił do wycierania szklanek. Nie miałem lepszego pomysłu niż ruszenie za nią. Wiem, że dziesięć minut to sporo czasu, niedaleko jest metro mogła już pojechać, ale musiałem spróbować. Tak jak kelner powiedział skręciłem w prawo i pobiegłem przed siebie. Po chwili znalazłem się na skrzyżowaniu. Po krótkim namyśle pobiegłem prosto, a potem skręciłem w lewo. Przede mną znajdowało się wejście do metra. Nie zważając na tłumy zszedłem w dół. Przed oczami mignęła mi znajoma postać. 
- Milagros? - krzyknąłem, lecz nikt nie zareagował. Dziewczyna przeszła przez bramki a ja się od nich odbiłem. No tak, nie miałem biletu. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem automat. Podbiegłem tam, wygrzebałem z portfela jakieś drobniaki i kupiłem bilet na jeden przejazd. Udało mi się przejść! Pokonałem kolejne schody w dół i zobaczyłem jak Hiszpanka wchodzi do pociągu. Przepchnąłem się przez grupę turystów żeby zdążyć. Niestety przed samym nosem drzwi mi się zamknęły. Uderzyłem ręką w szybę, spojrzałem do środka i wzrok Milagros spotkał się z moim. Dziewczyna pokręciła głową i pociąg odjechał. Zakląłem w duchu i kopnąłem leżący koło mnie papierek. Adriana uduszę cię, pomyślałem i zrezygnowany cofnąłem się do kawiarni gdzie zostawiłem swój samochód.

***

- Pamiętam, jaka byłam tamtego dnia wściekła, czekałam na niego jak głupia. Minuty mijały a jego nie było. Czułam się jak idiotka. Gdy zobaczyłam go w tym metrze serce zabiło mi mocniej. Nie wiem czy z radości czy może jednak wściekłości. 
- Nie wiem czy się zacząć śmiać czy płakać przez te zbiegu okoliczności. Musiałaś iść bardzo powoli na to metro. - zaśmiał się i po chwili oberwał poduszką. 
- Myślałam, że to spotkanie było naszym ostatnim no, bo przecież nie mieliśmy swoich numerów, nie wiedzieliśmy o sobie tak naprawdę nic. Jednak los postanowił postawić Xaviera na mojej drodze jeszcze raz. - delikatnie się uśmiechnęłam i zamknęłam pamiętnik - Wracałam z ostatniego egzaminów, świeciło piękne słońce, wiał delikatny wiaterek. Nic nie wskazywało na początek października. Byłam strasznie zadowolona, zdałam wszystko na piątkę i mogłam szukać firmy, która mnie przyjmie. Usiadłam na ławeczce pod drzewem i zamknęłam oczy łapiąc ostatnie promienie słoneczne tego roku. 
- Milagros? - usłyszałam charakterystyczny głos. Podniosłam powieki i zobaczyłam stojącego nade mną Xaviera. 
- Nie, a nawet nieśli to nie chcę z tobą rozmawiać. 
- Przepraszam, wiem, że nawaliłem. Ale to nie moja wina. Brzmi to źle, ale to prawda. 
- Nie musisz się tłumaczyć, nie obchodzi mnie to. - gotowało się we mnie, chciałam jak najszybciej stamtąd iść. Jednak coś kazało mi zostać. 
- Moja siostra złamała nogę, musiałem do niej jechać. Chciałem zadzwonić, ale nie miałem jak. Naprawdę nie chciałem się spóźnić. Przepraszam. - głęboko westchnął i usiadł obok mnie. 
- Mam ci tak po prostu uwierzyć? 
- Bardzo bym tego chciał. Mogę ci to udowodnić, Adriana nadal leży i się ruszać nie może. - powiedział i zadzwonił jego telefon. - O wilku mowa, przepraszam na chwilę. 
Serce podpowiadało mi, że mam zostać, przyjąć jego przeprosiny i rozpocząć tą znajomość jeszcze raz, bo czułam, że może ona mieć wspaniałe skutki. 
- Nie pomyliłaś się, byliście naprawdę przepiękną parą. - skomentował Jordi. 
- Wiem. - odpowiedziałam cicho i spuściłam wzrok. - Czasami się zastanawiam, co by się stało jakbym mu nie dała drugiej szansy. Gdzie bym teraz była, co robiła? Nigdy się tego nie dowiem, ale nie żałuję. Xavier był najlepszym, co mnie w życiu spotkało, nie zamieniłabym lat z nim spędzonych na żadne inne. 
- Ja też, był najlepszym przyjacielem. Dzięki niemu wróciłem do Barcelony, dzięki niemu mogę być tu gdzie jestem. Gdyby nie on nigdy bym cię nie poznał, a to byłaby okropna strata.
- Wcale, że nie. Jestem paskudną przyjaciółką, tylko się nad sobą użalam i nie chcę zacząć żyć na nowo. 
- Bzdury opowiadasz, jeszcze wrócisz do życia. Wiem to, bo jesteś zbyt cudowna żeby tak przeżyć kolejne lata. Czas żałoby się skończył Mila, on chciałby żeby wszystko wróciło do normy. - objął mnie i mocno przytulił. - Jesteś już na to gotowa. - szepnął mi do ucha i przegarnął niesforny kosmyk moich włosów. Może Jordi ma racje, ale boję się, że gdy zacznę wszystko od początku po pewnym czasie zapomnę o Xavim, a ja nie chcę o nim zapominać....


~~~~~~~~
Dzisiaj miał się pojawić też rozdział na Aaronie, ale niestety go nie będzie. 
Bardzo was przepraszam lecz po prostu się nie wyrobiłam. 
Robię sobie przerwę, do końca maja. Szkoła zaraz się kończy, trzeba podciągnąć oceny bo przecież one idą na maturalne świadectwo :o Mam nadzieję, że rozumiecie.
W zależności od wolnego czasu będę czytać wasze blogi, lecz nie obiecuję. Najwyżej nadrobię wszystko na początku czerwca. 
Obiecuję, że w pierwszym tygodniu czerwca wrócę z nowym rozdziałem tu i na Aarona. 
Do następnego,
Ines ;*



piątek, 1 maja 2015

Tercero

Solo queda mi lamento 
Y decir te quiero de verdad, 
Solo queda que áun te siento 
Y que siempre te voy a recordar. 
Me muero si no estás, y ya no estás
Te pierdo y te me vas 
Te fuiste ya. 


Redakcja BarcaTV w centrum Barcelony, duże, ciemne pomieszczenie. Dwa fotele, a między nimi stolik na którym stał dzbanek z wodę, szklanki i chusteczki. Duże lampy oświetlające miejsca siedzące, na jednym z nim siedziała kobieta. Mniej więcej w wieku Xaviego, może trochę starsza. Jej krótkie, blond włosy idealnie komponowały się z granatowym żakietem oraz białą koszulą. Mocno podkreślone oko i usta pomalowane różową szminką. Wyglądała naprawdę bardzo dobrze, mam wrażenie, że lepiej ode mnie. Poprosiłam makijażystki żeby się nie wysilały, bo przecież i tak się rozmażę. Postawiłam założyć coś czarnego, to w sumie żadna nowość u mnie od dłuższego czasu. Czarne spodnie, koszula i marynarka. Oraz oczywiście czarne szpilki. Po przywitaniu się z dziennikarką usiadłam na swoim fotelu i usłyszałam odliczanie kamerzysty: pięć, cztery, trzy, dwa, jeden.
- Witam Państwa w specjalnym odcinku poświęconym jednemu z najlepszych pomocników na świecie. Dzisiaj będziemy mówić o Xavim, który odszedł od nas prawie półtora roku temu. O tym jaki był i jak żyć bez niego opowie nam jego żona, Milagros.  Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się na ten wywiad. Trudno było podjąć tą decyzję?
- W sumie to nie. Zdecydowałam się do szybko, prawie od razu.
- Dlaczego?
- Chcę żeby ludzie pamiętali o Xavim. Wiem, że nie wszystkim spodoba się to co teraz robię, może to błąd, że udzielam tego wywiadu, ale nie myślę teraz o tym. Ludzie kochali Xaviego, trochę inaczej niż ja. Podziwiali jego grę, wzorowali się na nim. Chcę żeby takiego go pamiętali. Jako piłkarza który poświęcał się dla Barcelony, dla Reprezentacji Hiszpanii, jako ten co był wyjątkowym piłkarzem i człowiekiem.
- Nadal za nim płaczesz?
- Tak, codziennie. Płaczę tak naprawdę za każdym razem gdy o nim pomyślę. Na początku myślałam, że potrwa to miesiąc, a potem nie będę miała już czym płakać, ale to tak nie działa. Jeszcze się nie rozkleiłam, bo filmują mnie trzy kamery. Nie chcę się w drugiej minucie rozmazać,  źle by to wyglądało. Xavi by się ze mnie śmiał.
- Jak to jest stracić męża?
- Zdechł Ci kiedyś pies albo inne zwierzątko?
- Tak. Lori, owczarek niemiecki.
- I co wtedy czułaś?
- Bolało. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, brakowało mi spacerów, zabaw. Pusto się bez niego zrobiło.
- To teraz wyobraź sobie, że umiera nie pies, a mąż którego kochasz nad życie. Tak to jest stracić męża. Mieszkanie staje się puste, nikt nie ogląda na okrągło meczy albo gada przez telefon z ojcem bo nie wie jak zamontować szafkę. Często mam wrażenie, że poszedł z Joanem na spacer, pokopać piłkę albo na plac zabaw i zaraz wrócą. Mały usiądzie na dywanie i zacznie się bawić kolejką, a Xavi usiądzie koło mnie na kanapie, przytuli i zaczniemy oglądać nasz ulubiony serial. Ale coraz częściej dociera do mnie, że ich już nie ma. Nigdy nie zobaczę jak mój syn traci zęby mleczne czy idzie do szkoły. Nigdy nie przytulę Xaviego i nie powiem ‘Kocham Cię’. Oni odeszli, a ja zostałam. – łzy spływały mi po policzku jedna po drugiej, głos drżał, a ręce całe się trzęsły.
- Jeśli chcesz możemy zrobić przerwę? – powiedziała z troską Francesca.
- Nie, dam radę – odpowiedziałam szeptem. Przetarłam mokre policzki i zwilżyłam gardło oraz struny głosowe wodą z cytryną.
- Trudno jest się pogodzić z ich stratą?
- Nigdy się z tym nie pogodzę, z czasem zaczynasz uzmysławiać sobie, że ich nie ma, ale nie jesteś wstanie się z tym pogodzić.
- Nadal mieszkasz w tym samym mieszkaniu, coś w nim zmieniłaś od tamtego momentu?
- Nie. Kiedyś myślałam o przeprowadzce, ale nie potrafiłabym zostawić tych wszystkich wspomnień. Mieszkam tam gdzie mieszkałam i nie zamierzam tego zmieniać. W pokoiku Joana nic się nie zmieniło. Zabawki leżą w tym miejscu gdzie leżały, tak jakby zaraz miał wrócić i znowu się nimi pobawić. Ściany są nadal przez niego porysowane. Nie chcę tam nic zmieniać. Nie jestem jeszcze na to gotowa. W garderobie nadal są ubrania Xaviego. Poukładane, zostawione tak jak były. Czasami jak przestaję czuć jego obecność idę tam, wybieram jakiś T-shirt i go przytulam wąchając zapach jego perfum. Brakuje mi ich. Na każdym kroku.
- Tydzień temu Barca nazwała jedno z boisk imieniem Xaviego.
- Tak, to wspaniały gest. Bardzo im za to dziękuję. Teraz imię mojego męża będzie już wieczne. Wszyscy uczniowie La Masi będę wiedzieć kim był Xavier Hernandez i będą mogły brać z niego przykład. Bo był nie tylko wspaniałym piłkarzem, ale i człowiekiem. Był wyjątkowy.
- W niedzielę obchodziłby trzydzieste siódme urodziny. Piłkarze wyszli w specjalnie zaprojektowanych T-shirtach na początku. Z przodu napis „Nigdy Cię nie zapomnimy”, a z tyłu jego szóstka i „Wszystkiego najlepszego Xavi”.
- Byłam na tym meczu, pierwszym od 16 października 2015. Bardzo dziękuję chłopakom, dostałam od nich taką koszulkę, z podpisami wszystkich. Skończyłby trzydzieści siedem lat, tak. Nie wiem czy nadal by grał, jeżeli zdrowie by mu pozwoliło to jestem pewna, że tak. Zawsze był uparty. A jeżeli nie to po prostu byłby z nami. Tęsknię za nim. Ostatnio Pique powiedział piękne słowa „Bo gdy piłkarz wiesza buty na kołku przestajesz z nim trenować, nie widujesz go codziennie, nie dzielisz z nim szatni, ale on zawsze jest. Przyjdzie czasami na mecz, odwiedzi nas na treningu, zawsze możesz do niego zadzwonić i pogadać, albo poradzić się. Ale gdy odchodzi na zawsze, tak jak Xavi znika na dobre i wiesz, że już nigdy nie spotkasz się z nim i nie pożartujesz. I to boli, bo nawet nie zdążyłeś się pożegnać”. Ja też się nie pożegnałam, nie powiedziałam mu tylu rzeczy. Gdy odchodzi miłość Twojego życia umiera cząstka Ciebie, nawet nie cząstka, umierasz cała. Zostajesz sama, jego już nie ma, ale ty nadal jesteś. I zastanawiasz się po co? Bo przecież żyć bez niego nie potrafisz.
- Opowiesz nam jak to się stało..?
- 20 październik, piątek. Nazajutrz Xavi miał grać derby z Realem na Camp Nou. Denerwował się, jak zawsze. Przygotowywałam obiad, robiłam jego ulubione spaghetti. Przypomniało mi się, że zapomniałam kupić leku dla Joana, skończył się, a mały musiał go przyjmować codziennie. Xavi powiedział, że pojedzie i szybko wróci żeby zjeść moje pyszne spaghetti. Joan, gdy usłyszał, że tata gdzieś jedzie powiedział, że chce jechać z nim. Zgodziłam się bo dlaczego bym miała tego nie robić. Jedyna apteka w której można było dostać lek od ręki znajdowała się na Av. Diagonal. Długo nie wracali, zaczęłam się martwić, nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i gdy otworzyłam zobaczyłam dwóch policjantów. Powiedzieli, że był wypadek, samochód dostawczy wjechał w bok samochodu Xaviego. Akurat ten od jego strony, za nim siedział Joan. Nie pamiętam co było dalej, nie wiem co się działo trzy następne dni. Mam je wycięte z życiorysu.
- Obwiniasz się o ten wypadek?
- Tak, codziennie. Gdybym pamiętała żeby kupić ten lek, Xavi by nie pojechał. Nadal by żył, gdyby nie ja.. Nadal by żyli. Do końca życia będę się o niego winić.
- Ktoś próbował Ci pomóc czy zostałaś z tym sama?
- Wszyscy chcieli mi pomóc, ale ja tego nie chciałam, sama chciałam sobie to wszystko poukładać, zrozumieć. Dzwonili, pisali, odwiedzali, miałam tego dosyć. Dziennikarze też byli wszędzie, przez dwa tygodnie temat śmierci Xaviera i Joanito nie schodził z pierwszych stron. To nie ułatwiało mi życia, wręcz przeciwnie. Stwierdzono u mnie silną depresję, wylądowałam w klinice na trzy miesiące. Odcięta od świata… to mi pomogło. Nie wiedziałam kompletnie co się dzieje na zewnątrz.
- Teraz zaczynasz wracać. Inauguracja boiska imienia Xaviego, mecz, wywiad.
- Nie nazwałabym tego powrotem, zaczynam, próbuję zacząć żyć na nowo. Xavi by chciał żebym była szczęśliwa i przestała wreszcie płakać. Nienawidził tego.
- Jaki on był, jako mąż, ojciec?
- Najwspanialszy na świecie. Kupował mi kwiaty bez okazji, zabierał na romantyczne spacery, piekł ciasto. Chyba nikt nie wie, że Xavi był świetnym cukiernikiem. No może przesadziłam, ale robił najlepsze ciasto czekoladowe na tym świecie. Dawno go nie jadłam, nigdy nie zdradził mi przepisu. Ciasto czekoladowe odeszło razem z nim. Był najukochańszym facetem jakiego w życiu poznałam. Gdy Joan był malutki wstawał do niego nocami, śpiewał, usypiał. Wyręczał mnie w wielu rzeczach. Był moim ideałem. Dziękuję Bogu, że go poznałam bo stałam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Tylko nie mogę zrozumieć dlaczego tak szybko go zabrał. Nigdy nie zrozumiem dlaczego wspaniali ludzi odchodzą z tego świata. Wiem, że jest tam na górze, miliony mil stąd, patrzy na nas i czuwa. Razem z Tito opiekują się Barcą. Tam gdzie chłopaki nie mogą Xavi z Tito pomoże. Wierzę to.
- Na Twoim palcu wciąż jest obrączka.
- Tak, i pozostanie już na zawsze.
- Czy to znaczy, że jeżeli znajdziesz osobę przy której będziesz szczęśliwa nie wyjdziesz za niego?
- Moim mężem jest i zawsze będzie Xavier. Jeżeli w moim życiu pojawi się taka osoba to może odnajdę chociaż odrobinkę szczęścia. Ale będzie on musiał zrozumieć, że Xavi zawsze będzie na pierwszym miejscu, że jemu oddałam serce i nikogo już nie pokocham tak samo mocno. Poślubiłam go bo był miłością mojego życia, chciałam się przy nim zestarzeć. Niestety los wybrał inaczej. Nigdy już nie wyjdę ponownie za mąż.
- A dzieci?
- Nie chcę. Miałam mojego małego księcia Joanita, był moim oczkiem w głowie. Najsłodszy maluch na świecie. Ale jego też już nie ma. Zawsze z Xavim mówiliśmy, że chcielibyśmy jeszcze mieć córeczkę. Powtarzał „Mam już syna, to teraz czas na córkę, na małą księżniczkę. Będzie cudowna i piękna jak mamusia”. Nie chcę mieć dziecka, nie chcę być w ciąży po raz drugi. Wiesz dlaczego? W każdej sekundzie życia bałabym się, że stracę je tak samo jak Joana. A tego bym już nie przeżyła.
- Zmieniłaś się po tym wypadku?
- Czasami łapię się na tym, że wyjmuję z szafy trzy talerze, trzy kupki. Gdy robię zupę albo inny posiłek wychodzi tego tyle, że spokojnie najadły by się tym trzy osoby, a nie ja sama. Siadam na dywanie, włączam ulubioną płytę Xaviego, przytulam pluszowego misia Joana i siedzę tak godzinami wpatrzona w pustą ścianę. Beznadziejne uczucie.. Mniej się uśmiecham, prawie wcale. A jak już to robię to tylko pod wpływem Xaviego i Joana, gdy oglądam nasze wspólne zdjęcia, filmiki. Płaczę przy nich, ale jednocześnie się uśmiecham bo pamiętam jaka wtedy byłam szczęśliwa.
- Gdybyś mogła powiedzieć Xaviemu jedno zdanie, jak ono by brzmiało?
- Tęsknię za Tobą, każdego dnia. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Byłeś, jesteś i zawsze będziesz moją największą miłością. Opiekuj się Joanem. Kiedyś się spotkamy. Do zobaczenia Xavier.






Layout by Switch