Contigo, quiero escuchar contigo
Esta canción que solamente habla de ti y de mi
Contigo, lo soy todo contigo
Me haces falta y ya no puedo vivir sin ti
Postanowiłam zacząć wszystko od nowa,
wiem, że Xavi by tego chciał. Małymi kroczkami będę szła przed siebie, wrócę do
projektowanie, dam szansę Jordiemu, uporządkuję swoje życie. Muszę zacząć od
początku.
Weszłam do pokoju Joana i głośno
westchnęłam, nie wiedziałam, od czego zacząć. Rozłożyłam duży karton na dywanie
i wrzucałam do niego po kolei zabawki mojego synka. Kolejki, klocki,
samochodziki... To wszystko po chwili znalazło się w kartonie. Z dużej szafy
zaczęłam wyjmować bluzeczki, spodenki i wszystkie inne ubrania należące do
małego Hernandeza. Chwyciłam mały komplet Blaugrany z napisem 'Papi' i szóstką
na plecach. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Joan uwielbiał wszystkie
koszulki Barçy. Te bordowo-granatowe, te wyjazdowe czy treningowe. Mógł chodzić
w nich codziennie. Xavi był wtedy dumny jak paw, zawsze cieszył się, gdy
zasiadałam z małym na trybunach Camp Nou. Mówił, że jesteśmy jego amuletem
szczęścia i to dzięki nam ma jeszcze większą radość z gry. Dziecięce trykoty
Barçy i ukochany miś Joana to było wszystko, co zostało w jego pokoiku. Cała
reszta została schowana w kartony i wyniesiona na korytarz i do salonu.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już prawie piątą po południu. Wyjechałam
menu pizzerii i zaczęłam zastanawiać się, na co mam ochotę. Nagle rozległ się
dzwonek do drzwi. Podniosłam się z białego stołka w kuchni i poszłam otworzyć.
Za progiem stał uśmiechnięty Jordi ubrany w ciemne jeansy i popielatą bluzę.
Przywitałam się z nim buziakiem w policzek i zaprosiłam do środka.
- Przepraszam za bałagan - powiedziałam z
delikatnym uśmiechem.
- Dawno nie byłaś u mnie, bałaganu nie
widziałaś - odpowiedział i puścił mi oczko. - Wyprowadzasz się?
- Nie, robię porządek w swoim życiu.
Posprzątałam już rzeczy Joana, teraz muszę uprzątnąć część Xaviego.
- Pomóc ci?
- W sumie..? Czemu nie, ale najpierw coś
zjemy. Miałam właśnie zamawiać pizzę. Z pepperoni?
- Oczywiście. I z podwójnym serem.
- Najlepsza! - krzyknęłam i chwyciłam
telefon do ręki.
Po zjedzonym pysznym posiłku zabraliśmy się
za sprzątanie garderoby.
- To od czego zaczynamy? - zapytał się
Jordi widząc ilość ubrań.
- Nie mam pojęcia - powiedziałam i
zaczęłam się śmiać. - Wszystkie ciuchy Xaviego oprócz tych klubowych i
reprezentacyjnych do kartonów. Ja się zajmę swoimi, czas wprowadzić trochę
koloru do tej szafy - powiedziałam, a Jordi spojrzał na mnie z szerokim
uśmiechem.
- Co zamierzasz z tym zrobić?
- Rozdam, jest dużo ludzi, którzy
potrzebują ubrań a tych mam od groma. To wszystko jest prawie nowe, markowe, na
pewno się szybko chętni znajdą.
- Dobry pomysł. Mogę ci pomóc znaleźć
potem jakąś rodzinę.
- Dziękuję Jordi, za wszystko.
- Nie ma za co Mila - chwycił mnie za
dłoń i przyciągnął do siebie. - Od tego jestem - uśmiechnął się i mocno mnie
przytulił.
Resztę dnia spędziliśmy z Jordim na
pakowaniu ubrań Xavigo. Zajęło to nam cały wieczór i pół nocy. Gdy na dworze
panowała już ciemność, a delikatne światło dawały tylko uliczne latarnie
wyszliśmy z mieszkania i zapakowaliśmy trzy pudla do bagażnika mojego samochodu.
Było już bardzo późno, a następnego ranka Jordi miał mieć trening,
zaproponowałam, że może zostać u mnie, bo miejsce przecież jest, ale odmówił i
wrócił do siebie.
Następnego dnia wstałam dość wcześnie mimo
zmęczenia, jakie dopadło mnie po powrocie do mieszkania. Wzięłam szybki
prysznic, delikatnie się wymalowałam założyłam ciemne jeansy, pudrową koszulę a
na nogi wysokie czarne szpilki. Wypiłam kawę, przegryzłam croissanta i wyszłam
z domu. Po około pół godzinie jazdy dojechałam pod ośrodek treningowy, na szczęście,
co sezon odnawiała mi się przepustka wjazdu i bez problemu wjechałam do środka.
Zaparkowałam na jednym z wolnych miejsc i skierowałam się w kierunku budynku
zarządu. Z oddali było słychać krzyki trenujących chłopaków. Jak Xavi jeszcze
żył uwielbiałam tu przyjeżdżać, sama albo z Joanem. Siadałam na trybunach, w
stołówce czy w biurze u Laporty i cieszyłam się tą barcelońską atmosferą. Barca
była czymś więcej niż klubem, tu wszyscy byli naszą rodziną, z niektórymi
miałam bliższy kontakt z innymi trochę gorszy ale w ważnych momentach zawsze
wszyscy trzymaliśmy się razem. Od kiedy nie ma Xaviego zaniedbałam tą część
mojej rodziny. Nie bywałam ani na meczach, ani w ośrodku, chciałam się od tego
wszystkiego odciąć. Myślałam, że gdy wymażę ze swojego życia wszystko, co
kojarzy mi się z Xavim będzie prościej. Ale dobrze wiemy, że tak nie było.
Wjechałam windą na trzecie piętro i
mijając sekretarkę Joana zapukałam do drzwi prezydenta klubu. Po chwili
usłyszałam krótkie proszę i weszłam do środka. Za drewnianym mahoniowym
biurkiem siedział Laporta i notował coś w kalendarzu.
- Milagros! – krzyknął na mój widok –
Pięknie wyglądasz. Co ty tu robisz? – podniósł się ze skórzanego czarnego
krzesła i wyściskał mnie nie powitanie.
- Cześć Joan. Mam pewną sprawą, myślę, że
cię zainteresuje.
- Z chęcią posłucham, usiądź. Chcesz coś
do picia?
- To może za chwilę, jeśli możesz to
moglibyśmy zejść na chwilę na dół.
- Jasne, powiem Irmie żeby zrobiła w tym
czasie nam kawy – zdjął z oparcia fotela granatową marynarkę i zarzucił ją na
siebie. Po chwili znaleźliśmy się przy moim samochodzie, otworzyłam bagażnik i
pokazałam mu jego zawartość.
- W tych pudłach są wszystkie koszulki
Xaviego, wszystkie nagrody, puchary, medale, pamiątki. Te z Barcelony i
reprezentacji. Czy Barca jako klub byłaby zainteresowana projektem ‘Xavi, Per sempre etern’?
- Mila nie wiem, co kombinujesz, ale z
chęcią się przekonam, chodź na kawę.
***
- To wspaniały pomysł, jeżeli zarząd się
zgodzi to będzie to idealne upamiętnienie trzeciej rocznicy – powiedział Joan
i zrobił łyk kawy.
- Chcę żeby ludzie go pamiętali. Tutaj –
wyjęłam z torebki pen-driva i położyłam go na jego biurku – są wszystkie ulubione
zdjęcia Xaviego. Te z klubu, te z reprezentacji, z dzieciństwa i te prywatne.
Wszystko w osobnych folderach. Jest też dziesięć jego ulubionych bramek. Xavi w
pigułce. Jeżeli się zgodzicie to chciałabym uczestniczyć w tworzeniu tego
wszystkiego.
- Oczywiście Mila. To będzie twój projekt,
ty się pod tym podpiszesz. My tylko damy ci miejsce i pieniądze na stworzenie
tego wszystkiego.
- Dziękuje Joan, nawet nie wiesz ile to
dla mnie znaczy – uśmiechnęłam się szczerze i wstałam z kanapy. – Odezwij się jak
już będziesz coś wiedział.
- Pewnie, zwołam zebranie najszybciej jak
się da. Chłopaki jeszcze nie skończyli treningu, chcesz do nich iść?
- W
sumie… z chęcią – założyłam na siebie beżowy płaszcz i wzięłam torebkę do
ręki. – Do usłyszenia.
Przemierzając korytarze ośrodka
treningowego dotarłam na boisko imienia Tito Vilaovy. Usiałam na jednym z
krzesełek na najwyższym rzędzie trybuny i patrzyłam jak piłkarze grają w
dziada. Po chwili Lucho krzyknął, że trening dobiegł końca i widzą się jutro
rano.
- Mila! - krzyknął rozradowany na mój widok Pique. Przeskoczył przez barierki i wziął mnie w ramiona. - Ale się stęskniłem!
- Ja też Pique, ale puść mnie już - powiedziałam ze śmiechem. Po chwili wokół mnie pojawili się prawie wszyscy zawodnicy. Pytali się co u mnie, jak się czuję i czy ze wszystkim sobie radzę. Nie wszyscy mogli zostać dłużej i po chwili poszli do szatni się przebrać.
- Mila, przejedziesz się z nami na kawę? - zaproponował Gerard.
- Pewnie.
- Nie mogę iść z wami, przepraszam - powiedział Jordi - Z bratem się umówiłem.
- Nic się nie stało, zadzwoń wieczorem - odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. - To co Pique, idziemy?
- A dasz mi kwadrans na prysznic?
- Będę czekać w kawiarni - odpowiedziałam z uśmiechem.
Po około pół godzinie siedziałam z Gerardem w klubowej stołówce. Zamówiliśmy sobie dużą kawę z mlekiem i świeżą, ciepłą szarlotkę. Jak oni ich karmią w tym ośrodku, bajka normalnie!
- Jak tam chłopcy, pewnie urośli? - zapytałam.
- Rosną jak na drożdżach - powiedział z uśmiechem obrońca - Mają się dobrze, Sasha coraz więcej mówi. Dogaduje się z Milanem. I co najważniejsze? Obaj kochają football.
- Nadal śpiewasz im hymn Barçy na dobranoc? - zapytałam ze śmiechem.
- Oczywiście, że tak. Uwielbiają to. Są wspaniali, ale moja mama nadal powtarza, że czeka na wnuczkę.
- A ty Pique nie chciałbyś małej księżniczki?
- Jasne, że bym chciał. Córki Cesca już są przecież takie duże.
- No to Pique do roboty. Ja mam ci mówić jak się dzieci robi? Gdzie siostrzyczka na drugie urodziny Sashy? Nie postarałeś się - powiedziałam cały czas się śmiejąc.
- Pogadam z Shaki. Pewnie coś da się zrobić - powiedział i puścił mi oczko. - Gadamy cały czas o mnie, mów co u ciebie.
- Zakładam fundacje dla rodzin i dzieci po rodzinnych tragediach. Jeżeli zarząd się zgodzi to rozpoczynam projekt o Xavim. Mam pełne ręce roboty.
- Widzę, ale dzięki temu promieniejesz. To dobrze, takiej nam cie brakowało. A Jordi?
- Pomaga mi, bez niego nie dałabym sobie rady.
- Wiesz, że na nas też zawsze możesz liczyć.
- Wiem Geri.
- Wpadnij do nas. Zobaczysz jak chłopaki urosły, Shaki się ucieszy.
- Przyjadę, obiecuję.
- To może w sobotę po meczu? Tam dawno też cię nie było.
- Nie owijaj tak w bawełnę Pique. Przyjdę na ten mecz, później przyjadę do was, okej? Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział z uśmiechem. - Jordiego też zaproszę - mruknął szczęśliwy pod nosem.
- Pique bawi się w swatkę czy mi się tylko wydaje?
- Wydaje ci się kochana. Chcę żebyś była szczęśliwa, Xavi też by chciał.
- Wiem. - delikatnie się uśmiechnęłam i zrobiłam ostatni łyk kawy.