Kolejny
dzień, kolejna smutna rzeczywistość. Obudziłam się z nadzieją zobaczenia
ponownie jego uśmiechu i pięknych ciemnych oczu. Spojrzałam na miejsce w łóżku
obok mnie, ale ono nadal było puste. To wszystko było prawdą, Xaviego nie było,
a ja nie potrafiłam się z tym pogodzić. Nie umiem przestać go kochać,
potrzebować, myśleć o nim. Cholera, dlaczego to wszystko jest takie
trudne?!
Straciłam
chęci na cokolwiek, ubrałam szary dres, włosy spięłam w kitkę i zmęczyłam śniadanie,
które wcale nie chciało przejść mi przez gardło. Krztusiłam się łzami, zużyte
chusteczki tworzyły wokół mnie biały dywan, który przykrywał moje zdjęcia z
Xavim porozrzucane po całym stole. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, a jedyne,
o czym marzyłam to odwiedziny kogokolwiek. Powoli podeszłam do drzwi i po
chwili je otworzyłam. Jordi, no tak, kto inny mógłby to być. Piłkarz bez słowa
objął mnie swoimi silnymi ramionami i wtulił w siebie moją drobną
postawę.
- Już,
cichutko, nie płacz - szeptał i przegarniał moje ciemne włosy. - To nie ma
sensu Mila.
- Obudziłam
się, a jego nadal nie było – powiedziałam cicho.
- On już nie
wróci, jego już nie ma. Wiem, że to trudne, ale musisz się z tym
pogodzić.
- Nie chcę.
Ja chcę być z nim, z Joanem, chcę patrzeć jak mały idzie do szkoły, jak Xavi
podnosi kolejny puchar. Chcę być tam gdzie oni, i może ci na górze tam wreszcie
to zrozumieją i wcześniej mnie do nich zabiorą - powiedziałam ze łzami w
oczach i usiadłam na kanapie.
- Nawet tak
nie myśl. Mi też go brakuje. Myślisz, że tylko dla ciebie był ważny? Straciłem
najlepszego przyjaciela.
- Ale to nie
ty straciłeś miłość swojego życia. Nie ty budzisz się z nadzieją, że go
zobaczysz, że będziesz mógł się do niego przytulić. To nie ty straciłeś cząstkę
siebie, nie myślisz, że już nigdy nie będziesz mógł mu powiedzieć 'Kocham cię'.
To ja straciłam najwięcej, wy jesteście do tego tylko dodatkiem - krzyczałam
kompletnie nie analizując swoim słów.
- Masz
rację, jestem nic nieznaczącym dodatkiem - powiedział z bólem słyszalnym w
głosie, odwrócił się i ruszył w kierunku korytarza.
- Jordi
przepraszam. - krzyknęłam świadoma ile złego powiedziałam kilka chwil temu -
Jordi! - chwyciłam go za rękę i przyciągnęłam do siebie. Szybko wtuliłam się z
granatową bluzę i pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. -
Przepraszam.
- Nic się
nie stało.
- Stało się,
przesadziłam i powiedziałam kilka słów za dużo. Nie chciałam.. ja po prostu nie
potrafię sobie z tym poradzić. Gubię się w tym, co jest, co myślę, co widzę. Wystarczy,
że przez moment pomyślę o tym dniu. Widzę jak stoję w kuchni i przyprawiam sos
do spaghetti. Joan siedzi na dywanie i buduje zamek z klocków, obok niego kuca
Xavi i szuka klocka, z którego można by zrobić wieżę. Otwieram szafkę i
przypominam sobie, że nie pojechałam do apteki. Jestem na siebie wściekła, co
po chwili zauważa Xavi i szybko pojawia się koło mnie. Tłumaczę mu, co się
stało, a on mocno mnie przytula i mówi, że pojedzie po nie i za chwile wróci.
Mały słyszy, że tata gdzieś jedzie i pyta się mnie czy może z nim jechać.
Zgadzam się, bo przecież nic nie stało na przeszkodzie. Joan bierze do ręki
swoje trampki na rzepy i mówi, że sam je założy, bo jest już duży i sam
potrafi. Stoję wtulona w Xaviego i dziwię się jak ten czas szybko leci.
Przecież dopiero, co się urodził.. Xavi całuje mnie i mówi, że bardzo mnie
kocha. Po chwili podbiega Joan, wskakuje mi na ręce i mówi, że jestem najlepszą
mamą na świecie i że mnie kocha. Dostaje od obu buziaka, po chwili wychodzą i
już nigdy nie wracają - kończę ledwo nabierając powietrze. Łzy lecące
strumieniami, drgający głos i trzęsące się kolana. Najchętniej padłabym na
ziemię i już nigdy z niej nie wstała. Ramiona Jordiego powodują, że nadal stoję
i potrafię nabrać powietrza. Piłkarz patrzy na mnie z zaszklonymi oczami i
przeciera moje mokre policzki. Ciszę panującą w mieszkaniu zagłusza jedynie mój
nierówny oddech i wskazówki wybijające kolejne sekundy mojego życia bez Hernandeza.
- Kiedyś ich
jeszcze zobaczysz, obiecuje ci to - powiedział szeptem i pocałował mnie
w czoło. - Idź się połóż i odpocznij. Przygotuję coś do picia - delikatnie się
uśmiechnął i przegarnął kosmyk moich ciemnych włosów.
- I jak
herbatka, smakuje? - zapytał Jordi i poprawił popielaty koc, którym byliśmy
przykryci.
- Pyszna
jest, co do niej dodałeś? - zapytałam zaciekawiona.
- Tajemnica - zrobił łyk napoju i uśmiechnął się - Pamiętasz jak się poznaliśmy?
-
Oczywiście, że tak. Nigdy nie zapomnę twojej miny.
- Ej! Nie
moja wina, że nikt mnie nie uprzedził, że Xavi ma taką śliczną narzeczoną -
powiedział oburzony, a ja wybucham śmiechem. Pierwszy raz od dłuższego czasu
tak szczerze się zaśmiałam.
Październik 2011r.
Zgrupowanie
reprezentacji Hiszpanii przed eliminacjami do Euro2012. Ważne mecze, ale też
czas żeby spotkać się z przyjaciółmi z innych klubów. Kilkanaście dni żeby
nadrobić zaległości, kto, z kim teraz jest, komu ma się dziecko urodzić czy
gdzie to ostatnio się jakąś panienkę wyrwało. Tematów jest wiele, tak samo ile
grupek wśród całego zespołu. Siedzieliśmy na kanapach w lobby. Przy jednym
stoliku siedziała barcelońska ekipa: Carles, Andres, Victor, Pedro, Gerard,
Cesc i ja. Na uboczu siedzieli nowi, którzy pierwsi zostali powołani do
reprezentacji, Thiago i Jordi. Z tym drugim od razu złapałem dobry kontakt. Był
młodym, ale bardzo zdeterminowanym piłkarzem. Wiedział, czego chce i co musi
zrobić żeby to osiągnąć. Wspominał też, że chciałby wrócić do Barcelony, a ja
widząc jego potencjał jak najbardziej pochwaliłem jego decyzje. Mam nadzieje,
że niedługo nasz zarząd ściągnie go z powrotem do Katalonii.
Dzisiejsze
popołudnie mieliśmy spędzić z naszymi rodzinami, nie wiedziałem czy Mila
przyjedzie. Jak wczoraj z nią rozmawiałem mówiła, że ma nowe zamówienie i nie
wie czy uda jej się wyrwać. Nie byłem zachwycony, ale co mogłem zrobić? Przecież
to była jej praca, tak samo ważna jak moja.
- Widzicie
tą przy recepcji? – z rozmyślań wyrwał mnie rozemocjonowany Geri.
- Tą w
czarnym kombinezonie? - zapytał Cesc.
- No, gdyby
nie Shakira to brałbym.
- Jest
niezła, i to bardzo - dodał Jordi.
- No młody,
możesz startować. - powiedział Puyol. Nawet nie chciało mi się odwrócić żeby
zobaczyć tę ich seksowną panienkę. Ja mam Milagros i to ona jest dla mnie
najpiękniejsza.
- O, idzie
tu - powiedział Andres. Oczy Jordiego przybrały postać pięciozłotówek.
Spojrzałem na Gerarda, który zrobił się cały czerwony, wyglądał jakby miał
zaraz pęknąć ze śmiechu. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, ale po chwili byłem
już tego pewien.
- Cześć
kochanie - usłyszałem głos Milagros i po chwili poczułem jej słodkie usta na
swoich. Spojrzałem na Jordiego, który zrobił się cały czerwony i przepraszająco
na mnie spojrzał. Pique z Cesciem przybili sobie po piątce i ryknęli śmiechem,
a reszta im zawtórowała.
- Z czego
się tak śmiejecie? - zapytała swoim jedwabistym głosem Milagros.
- Nowi dali
się wkręcić – powiedział nadal niemogący powstrzymać się od śmiechu
Gerard.
- W
co?
- Powiedzmy,
że nie wiedzieli, że Xavi ma taką… - zaczął ruszać rękami i wymyślać
odpowiednie określenie – sami sobie dopowiedzcie dziewczynę. - Mila szeroko się
uśmiechnęła i delikatnie zaśmiała. - Kochanie, przedstawisz mnie?
-
Oczywiście. Mila to jest Jordi, a to Thiago. Chłopaki to moja narzeczona.
- Nie
wiedziałem, że masz dziewczynę - powiedział nadal zakłopotany Alba.
- Też byśmy
nie wiedzieli gdyby nie fakt, że jesteśmy w jednym klubie. I ta ślicznotka na
każdym meczu siedzi w koszulce Xaviego na trybunach. - powiedział Cesc. Mila
ślicznie się uśmiechnęła i przywitała z resztą chłopaków. Chwilę jeszcze
wszyscy porozmawialiśmy, a potem porwałem moją narzeczoną do hotelowego pokoju.
- Tamtego
zgrupowania nigdy nie zapomnę. Nie wiem, co było bardziej wyjątkowe, mój debiut
w seniorskiej drużynie czy to, że cię poznałem.
-
Jordi...
- To prawda,
jesteś wyjątkowa.
- Nie możesz
przecież porównywać..
- Ciii -
przerwał mi. - Ja wiem swoje. Chciałbym żebyś znowu się uśmiechała, żeby wróciła
dawna Mila. Ta, której śmiech był lekarstwem na wszystko. Brakuje mi cię.
- Jordi, ale
ja nie potrafię. Próbuję, każdego dnia. Chcę, ale nie mogę.
- Możesz,
jesteś najsilniejszą babką, jaką znam. Tyle jeszcze możesz. Jesteś taka młoda.
Pracownia się kurzy, twój talent się marnuje. Musisz do nas wrócić. Zrób to dla
siebie, dla nich, dla mnie.
- Jordi, ale
ja nie dam rady - spojrzałam wprost w jego czekoladowe tęczówki.
- Dasz, a ja
na ciebie poczekam. Poczekam tyle ile będzie trzeba. Chodź bym miał zrobić się
stary, łysy, gruby i pomarszczony. Będę na ciebie czekać i nigdy cię nie
zostawię. - chwycił moją twarz w dłonie i starł łzę spływającą po moim
policzku.
- Dlaczego
to robisz?
- Bo cię
kocham, od zawsze, na zawsze. Będę czekać na ciebie tyle ile będzie trzeba.
Obiecałem mu, że się tobą zajmę, a ja słowa dotrzymuje.
- Ko..
Kochasz mnie? - wydusiłam z siebie prawie niesłyszalnie.
- Tak. Wiem,
że twoje serce należy do Xaviego. Wiem, że nigdy nie pokochasz mnie tak jak
jego, ale nie odbieraj mi szansy bycia przy tobie. To on był miłością twojego
życia, wiem. Ja to wszystko wiem. Ale chcę być przy tobie w tych gorszych
chwilach, ale też tych lepszych. Bo cię kocham.
- Jordi,
jest tyle wspaniałych kobiet na tym świecie. Dziewczyn, które pokochałyby cię
całym sercem i zrobiły dla ciebie wszystko. Ja nigdy nie będę cię tak
kochać.
- Wiem. One
są, cały czas były, ale mimo tylu lat żadna nie strawiła, że przestałem cię
kochać. Nie przestane cię kochać nigdy, bo pokochałem cię w momencie, gdy
pierwszy raz cię zobaczyłem. Już wtedy wiedziałem, że jesteś kobietą mojego
życia. Od tamtego czasu tyle się zmieniło, ale ja kocham cię jeszcze
bardziej.
- Nie
zasługuje na twoją miłość.
- Przestań
już gadać. Kocham cię i nic tego nie zmieni - krótko się uśmiechnął i
delikatnie musnął moje wargi.
~~~~~~~~
Powiedzieć "dziękuję" to za mało w stosunku do tego co dla nas zrobiłeś.
Między innymi dzięki Tobie pokochałam piłkę nożną, zawsze będę pamiętać ile mi dałeś. Mogę być tylko dumna, że dane mi było żyć w erze Xaviego Hernandeza. Xavi dziękuję za wszystko, będę bardzo tęsknić, bo Barca bez Ciebie nie będzie już taka sama.
Mam nadzieję, wierzę, że podniesiesz jutro ten ostatni puchar.
Bo jak odchodzić to z przytupem, prawda?
Gracias por todo Maestro! Te echaré de menos muchisímo!